… nad polaną, na której zawsze rozkładamy się z piknikiem latał dziś kruk. Skąd kruk o tej porze roku pojęcia nie mam, bo to chyba jeszcze nie pora na niego. Wielki był, czarny jak to kruk, słychać było łopot jego potężnych skrzydeł i złowieszcze krakanie. Pomyślałam, że to zły znak, że może to jakieś ostrzeżenie.
Chwilę potem na ramieniu usiadł mi motyl. Żółty i czarne kropki miał na skrzydłach. Zła wróżba została odwrócona, bo motyle nie mogą zwiastować nieszczęść.
Czyżbym znowu miała szczęście? Czyżby znowu Los postanowił dać mi spokój?
Do domu wróciłam już bez złych myśli, za to z brązową opalenizną. Musi być dobrze, MUSI:)))
niedziela, 18 lipca 2004
Nad naszym lasem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
i będzie :))) tak myślę..
OdpowiedzUsuńZdecydowanie ja też tak myślę :) Ty, Grzech i Viki (choć ta ostatnia jeszcze pośrednio) dacie radę ze wszystkim:)
OdpowiedzUsuńdon’t worry be nazi uuuuuuhuuuuuu (śpiew)
OdpowiedzUsuń