licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 17 sierpnia 2008

Przemyśleń...

…wielkich nie będzie jeśli pozwolicie. Spłodziłam już jedną notkę, którą radośnie szlag trafił więc nie chce mi się więcej:))) Odpoczęłam. Odpoczynek polegał na wielkim żarciu oraz konwersacjach, przy których Lejdis to pryszcz na odwłoku. W ramach tych konwersacji okazało się, że Kate Paskótna postanowiła się jednak rozmnażać, co pociągnęło za sobą chęć „ucórczenia Elenczy” oraz Gudrun ewentualnie, a także Jaka i Nijaka.  Wszystkie postanowłyśmy sprawdzać czy obiekt naszych westchnień i dzikich żądz posiada HACCP na jajka, co stało się niezbędnym dla posiadania ewentualnych Elencz i innych Podiabołków. Who po naszej dysuksji na tematy polonistyczne wstawszy z miejsca stwierdziła „No to pochlemy – chociaż nie, pochlamy raczej, bo koleżanki są purystki językowe.” Oraz w innej okoliczności leżąc na dmuchanym łóżku owa Who, matka dzieciom podrygiwała radośnie zadkiem i majtała odnóżami w powietrzu co Kate Paskótna skomentowała
- Who, a ty nie potrzebujesz adwokata od OC? Bo jak ty tak seks uprawiasz to ja współczuję.
- Jeszcze mi się nie zdarzyło nikogo uszkodzić.

No, możecie sobie wyobrazić: trzy niewiasty, troje dzieci, pies. Drinki cleosiowe, Jelzin grejfrutowy, piwo, grillowanie, filmy po nocach i rozmowy, rozmowy, rozmowy. Okraszone jedynie dwoma moimi kryzysami i jednym Kate. Znaczy trzymamy fason i staramy się zachowywać jakby NIC się nie stało i ABSOLUTNIE NIC się w naszych życiach nie zmieniło. Tymczasem Who zmiany wprowadza w życie, ja zmieniłam niemal wszystko, a Kate odkryła, że zmienia Jej się podejście. No błagam – to się naprawdę nadaje na traumę, tymczasem my się doskonale bawiłyśmy. Całodziennie opalanie, nicnierobienie, snucie się i trucie o przemyśleniach. I wiecie, nawet nie zawsze przypominało to pijackie bredzenie i zwidy oraz majaki tudzież omamy. Bywa, że nawet coś mądrego nam się z tego ukulało.

Dziękuję kobitki… za ten jeden kryzys też, bo chyba był mi potrzebny…

A TU? Tu odpoczywam dalej chociaż to może wydawać się dziwne bo roboty huk. Mamy salon z jadalnią, sypialnię i łazinkę. No „mamy” to może za duże słowo, ale innego nie znajduję. I w nosie mam, że kurz starty z pianina wraca tam po godzinie w ilości jeszcze większej niż poprzednio. Who zazdrości mi kosmicznie wielkich okien z widokiem na drzewa, mam balkon, na którym w przyszłym roku powieszę doniczki z pelargoniami, mam wielką wannę i szczęścia tyle, że dech zapiera. I tak, jasne, martwię się, zastanawiam, myślotok mam nieustanny a w nim – co i jak i gdzie i jakim cudem oraz kiedy. Perspektywy odległę, terminy również, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, źe nie muszę wysyłać SMSów na dobranoc – mogę Mu to po prostu powiedzieć… i wszystko inne też, bo JEST na wyciągnięcie ręki. Oddycham… ten ciężar przyduszający pierś przez oststnie miesiące niemal zniknął. Niemal, bo… no to jeszcze nie koniec… jeszcze trochę.

Tymaczem wszystkim, którzy nam pomogli wielkie DZIĘKI. I tym, którzy byli ze mną, z nami myślami też dzięki. Bez Was byłoby trudniej. Nie logistycznie, chociaż też, ale mnie tak, wiecie, inside byłoby trudniej znacznie. Dziękuję.

I Tobie Diabole, że chciało Ci się czekać…

1 komentarz:

  1. Toż to jawna nadinterpretacja. Kwestia Elenczy pozostaje kwestią otwartą, jak wszelkich pokaśków! Pomimo rzucania uroków przez Smoka w noc świętojańską:) A bliźnięta noszą imiona potencjalne Dołęga i Niedołęga:)

    OdpowiedzUsuń