licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 21 marca 2008

Żyję...

…,tak? Otwieram rano oczy i przeżywam kolejny dzień. Zwyczajnie, raz ze skowronkiem, raz z Rowem Jawajskim zamiast dołka, ale przynajmniej żyję. Łzę Feniksa znalazłam w starym pudełku z biżuterią – zawiązana  na granatowej tasiemce wokół szyi układa się w miejscu, gdzie człowiek ma w sobie struny głosowe. I nie pozwala tym strunom drżeć… Niepotrzebny mi śpiew Feniksa, wystarczy Głos. Głos przekonuje, że sprawy się ułożą, pyta „dlaczego płaczesz?”, Głos szepcze do ucha „ciiiiiii”, jest – zawsze kiedy Go potrzebuję.
W codziennych drobiazgach znajduję siłę – w wycieczce do lasu ze Smokiem, gdzie szukałyśmy wiosny, w dzikich zjazdach rurą na basenie, w pogwizdywaniu jakiejś optymistycznej piosenki, w granatowym kamieniu oprawionym w srebro, w miłym słowie usłyszanym od Pani z Giełdy Kwiatowej, w wieczornych rozmowach, w porannych SMSach, w przyjeździe Małego Johna, w chwili milczenia i w dialogach, o tak w dialogach zdecydowanie.

DIALOG ŚWIĄTECZNY NR 1
Duży: Cleos napijesz się wina?
Cleos: Pewnie, polej.
Mały John: Duży, przypominam ci, że post jest, triduum paschalne.
D: No widzisz, mama nie pozwala. Wczoraj się napiliśmy koniaczku po raz ostatni i tu jakiś post nadali.
MJ: Po raz pierwszy i ostatni zapomniałeś dodać.
D: Ale za to po świętach się nawalę jak trep.
MJ (z udawaną groźną miną): Po moim trupie.
D: … niech będzie.

DIALOG ŚWIĄTECZNY NR 2
Mały John: I ty się tu naprawdę zamierzasz wprowadzić?
Cleos: Owszem.
MJ: To ja się kurwa wyprowadzam.

No. Iście rodzinna atmosfera – jeszcze mnie nie doprowadza do szału, ale już stwarza rozliczne możliwości przekrzykiwania się, przegadywania, dyskutowania i w ogóle bycia Cleosią. Brakowało mi tego.

Żyję. I z każdym dniem jestem bliższa prawdziwego ŻYCIA, bo na razie, póki co i z braku laku, to takie trochę na pół gwizdka udawanie, że się oddycha i coś tam je i pije i czasem śpi. Mało śpi raczej… ostatnio.

Smok mówi do mnie  per „wiedźmo” oraz „czarownico” – jakiż to balsam na moje spragnione pieszczotliwych określeń uszy. Mały John wkomponował się w krajobraz przywożąc mi z Wyspy Niebieską Czarownicę, która strzeże mojego biura. Duży najpierw na mnie wrzeszczy permanentnie, a potem się martwi i kończy wywód „i przestań się tak wiedźmowato uśmiechać”. Przyjaciele SĄ – pod telefonami, na gg, na lajfa – o każdej porze dnia i nocy i też mają mnie za jędzę. Tyle zewsząd miłości i pozytywnych uczuć i wsparcia.

W międzyczasie udzielam cleosiowych rad nie od parady. Who mi mówi „bo ty mądra kobieta jesteś” i nawet nie wie jak bardzo się myli, bom ja głupia, a czasem nawet gupsza. Ale rady przyswaja. I jakoś moje postrzeganie świata w kolorach b&w Jej nie przeszkadza:) Szarości zostawiam dla siebie, czerń rozmywa się w Głosie. Dla świata zostaje tylko biel, rozsłoneczniona i skrząca, waląca po oczach i oślepiająca niemal. Szkoda czasu i energii na roztrząsanie tych wszystkich szarych glutów, na które nie ma innego sposobu, jak tylko je przeczekać. Czasu mojego i czasu tych, którzy SĄ. Z szarościami radzę sobie w takim zakamarku w okolicach lewej pięty, gdzie je spycham, udeptuję i moimi podobno boskimi stópkami przełonaczam na kolory – głównie słoneczne. Pozytywna wizualizacja czyni cuda, napędza, nakręca. Już dawno przestałam mówić „nie będę nieszczęśliwa”, teraz mówię „będę szczęśliwa”, a „nie” wykreślam ze słownika.

No, to I’M BACK:)))

3 komentarze:

  1. Welcome Kochana Wiedźmo :-) Świątecznie, wiosennie, słonecznie i z zadumą…

    OdpowiedzUsuń
  2. Smok mówi do mnie per „wiedźmo” oraz „czarownico” – jaka mądra dziewczynka, jak szybko się poznała na matce hehehe pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. to przyswajanie czasem trudne jest…

    OdpowiedzUsuń