licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 23 maja 2009

Wróciliśmy z chabrami...

…makami, kozibrodami, maruną, macierzanką oraz takim fioletowym czymś, co Who ode mnie kiedyś dostała i ja nie wiem co to jest:) Oraz z cała masą skrzypu na herbatki i olejki do kąpieli. Tiaaa, Diaboł ma rację, że posiadam manię kwiatową objawiającą się szałem zbierania, sadzenia, przesadzania, wyrywania i robienia cudów na kiju.  Tak mam, no i co? Znający Mój Majestat potwierdzą, więc i tak się nie wyprę:)

Wczorajszy wieczór na klachach przy cieście, dzisiejszy poranek na polach i łąkach. Początek weekendu ogólnie udany. Do tego Who uraczyła nas informacją o Niwach Jakichśtam, gdzie będziemy przyczyną codziennych katastrof furmanek oraz limuzyn marki BMW. A na koniec pobytu otworzymy za posesją Rodziców Who „Schrott u Gwiazd” i zarobimy kupę kasy:) Dzięki temu Kate pojedzie do Mongolii, Who nie będzie musiała mieszkać w Sromie, a my z Diabołem skończymy remont. Tak, taki jest plan. Laseczki szykujcie biusty i inne detale:)))

5 komentarzy:

  1. Mój naszykowany i czeka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tia… o ile BMW jeżdżą polnymi drogami ;PSzrot z częściami zamiennymi do furmanek to by było coś! ROTFL ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mogę handlować nawet drewnianymi resorami, byle by na wyprawę na pustynię Gobi i inne jedwabne szlaki starczyło;) A może się i trafi jaki traktor marki lamborghini…..
    Pomarzyć można.

    OdpowiedzUsuń
  4. No jeśli tę pustynię Gobi zamienisz na Błędowską, a jeszcze lepiej na obłędną, to owszem z drewnianymi resorami swojskiej marki Lampburakgini masz szansę ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. No dobra, ale co to jest maruna?

    OdpowiedzUsuń