licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 17 listopada 2006

Najpierw uciekł mi...

…autobus. Wychodziłam właśnie z klatki, a on sruuu mi sprzed nosa. Pomyślałam, że poczekam. W końcu o 4.40 na ulicy jest tak malowniczo. Poczekałam. Nie przyjechał. Pognałam więc na kolejny przystanek i kiedy już już… to on sruuuu mi sprzed nosa. W końcu dotarłam na dworzec PKS a stamtąd do Katowic. Wpadłam na dworzec PKP na 3 minuty przed odjazdem pociągu, ale zanim dogalopowaąlam do peronu, to on sruuuu mi sprzed nosa. Nosz w modrę jeża! Pani w informacji powiedziała „O 7.23″, no to posiedziałam sobie w knajpie, obok Śmierdzący Pan wyjadał po kimś resztki fasolowej. W końcu wyszłam połazić po dwooorcu, bo a nuż ktoś zechce mnie napaść, przynajmniej będę miała jakąś rozrywkę. Wynudziłam się na amen, bo akurat rozbojarzy ani na lekarstwo. Cholera! Za to spotkałam najsławniejszego bezdomnego IV NiechJejZiemiaLekkąBędzie RP – Huberta H. Zidentyfikowałam po tlenionej fryzurze i obrączce srebrnej na kciuku prawej dłoni. Ktoś też zwrócił na to uwagę, jak TVN pokazywał go dzień wcześniej pierdylion razy na godzinę??? Miałam ochotę rzucić się chłopu na szyję, albo przynajmniej uścisnąć rękę. Zadzwoniłam nawet do Grzecha czy autografu nie chce. Nie chciał – gupi jakiś.
Do Wrocławia jechałam z wojakami. „Panowie BAAAAAAAAACZNOŚĆ” – bardzo mili chłopcy. Poczułam się jak w czasach, kiedy jeździłam do Brzegu do jednostki odwiedzać ByłegoNiedoszłegoDamskiegoBoxera.
A potem zakochałam się w Świdnicy. Niby nic, niby miasto jak każde, a jednak szłam przez park i nie mogłam powstrzymać się od uśmiechania. Mona Lisa jak byk… I to słońce… U nas już zima prawie, a tam ozłocone drzewa, czerwone od klonowych liści alejki, babcie z wnukami na spacerze. I to nic, że spotkanie się udało, to nic, że w końcu służbowy wyjazd mi się przytrafił. Tak naprawdę nie to mnie cieszyło, tylko te drzewa, te wrony pod nimi i to, że ludzie się uśmiechają widząc mój uśmiech. Sentymentalna kretynka:)))
I do domu wróciłam 4 godziny wcześniej. A Smok już spał, poradizli sobie z Grzechem beze mnie. I płakać mi się chciało, że cały dzień Jej nie widziałam.

Za to dziś dowiedziałam się, że Skunksica jednak się chyba zwolni. Może Bóg istnieje??? Jakiś Wisznu albo inny Manitou, nieważne, któryś musiał podziałać i moje modły zostały wysłuchane. Zadziorek Jej żałuje. Ja nie. W myśl głównej życiowej zasady Cleosi „niech wróg mój zdycha pod płotem porośnięty parchami” – może jako bezrobotny – zwisa mi to. Nie potrafię się nad Nią litować. Nie żal mi ani Jej ani jej dziecka, ani rodziny na 7 pokoleń wstecz i do przodu. Za dużo mi krwi naspuła, judziła, donosiła, podsłuchiwała, grzebała w prywatnych rzeczach, fałszzywie wykrzywiała ryj w uśmiechu. To teraz niech ma za swoje i za cudze. Gdyby nie to, że już jedną laleczkę voodoo mam, uszyłabym drugą – ale szkoda mi czasu na ręczne robótki – wystarczy, że sobie o niej źle pomyślę i tak mi się spełni:)))

W Świdnicy wyczaiłam dla Smoczycy dorosłe 5 palczaste rękawiczki. I cieszę się, że Smok potrafi się cieszyć z takie pierdoły. „Ojej mamo, mam nołe lentawiczti. supeeeeel” i pocierała buzię rączkami ubranymi w te kłakowate cuda i nawet kolację w nich jadła.

I jeszcze na koniec hit sezonu.
Co robi Smok kiedy puści bąka???
Najpierw…
„Psieplasiam”
A potem śpiewa rapując i wymachując łapkami z wystawionymi palcami wskazującymi
„Pusiam bąta, nieeech się błąńta”
W wolnym tłumaczeniu – puszczam bąka niech się błąka.
Iwa – pamiętasz dalszy ciąg???
Moja szkoła:)))

1 komentarz:

  1. no ba…. pewnie, że pamiętam: „puszczam drugiego niech złapie pierwszego” buhahahaha

    OdpowiedzUsuń