licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 1 grudnia 2006

Kolejne przesłuchanie...

…tym razem związane z pobraniem próbek pisma zakończyło się oglądaniem zdjęć narzeczonej pana prokuratora. Dla ułatwienia dodam, że i prokuratora a tym bardziej narzeczoną widziałam pierwszy raz na oczęta. Bo otóż na jaw wyszło, że owa narzeczona nazywa się ni mniej ni więcej jeno Cleosia Cleosiowa czyli dokładnie tak, jak z panieńska wołali na autorkę niniejszego bloga. I tak oczom mym ukazała się na monitorze prokuratorskiego laptopa („Pani podejdzie tu pani Cleosiu i zobaczy to moja Cleosia jest”) urocza blondynka o niebieskich oczach – z pyska bardzo sympatyczne dziewczę. „Bo widzi pan panie prokuratorze, ja zawsze mówiłam, że Cleosie Cleosiowe to są bardzo fajne babki”. Jest jeszcze jedna mgr inż chemii Cleosia Cleosiowa – jakaś wybitnie nawiedzona coś z molekułami w pracy mgr czy jakimś innym dziwactwem. I ja kiedyś zadzwonię do tych Cleoś Cleosiowych i spotkamy się wszystkie na zlocie tych samych imion i nazwisk – a co!!!

Andrzejki spędziliśmy upojnie przy winie z brzoskwiniami, laniu wosku, filmie, śpiącym smacznie Smoku i przytulaniu na obrzydliwej kanapie. Wróżby wyszły średnio zachęcająco – dzieci w rodzinie więcej nie będzie, bo nam sie wywróżyły małpie łby, a ja odmawiam rodzenia szzympansiątka. I wyszła mi czarownica w szpiczastej czapce – a to się akurat sprawdza od dawna:)))

A propos kanapy – wywalę ten sprzęt z domu przy najbliższej okazji. Nie dosyć, że jest obrzydliwa, to jeszcze w kontekście sprzętu terapeutycznego musi być straszliwie niewygodna, bo ma wysiedziane dupami poduszki.

Pieniądze same się pchają. I dobrze, bo to oznacza, że od nikogo nie muszę nic brać. Hacjenda zakupi się tym sposobem bez kredytów, rodzinnym pożyczek, mamusiowych zapomóg.

Czy ja już wspominałam, że Mały John wrócił z wygnania??? Aklimatyzacja trwa i polega na szale zakupowym, bieganiu po mieście w 1000 miejsc jednocześnie, załatwianiu miliarda spraw na raz i wydzwaniania do mła po 195839468456 razy dziennie. Kocham tę babę, Macicę Perłową Moją.

Szalowi oddaję się i ja, wracając z prokuratury, wpadam do mojego-kochanego-sklepu wyszperowywuję trzy bluzki, ponczo i gnam do domu.

Bo w domu Smok wita mnie „tocham cie mamo bajdzo”. I wszystko jasne:)))

1 komentarz: