licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 12 maja 2006

Spisywanie protokołu przedmałżeńskiego...

…zakończone. Prawie dwie godziny wyjęte z życiorysu, przysięganie na krzyż, przy świadkach, pomylone druki, osobne przesłuchania, cuda na kiju i w końcu mamy to z głowy. Teraz pójdzie pismo do kurii biskupiej i alleluja mogę zostać ŻONĄ:))) Księdz okazał się bardziej uczłowieczony niż wydawał się być przy pierwszym spotakniu. Popolitykowaliśmy sobie trochę, pożartowaliśmy. Na koniec stwierdził do Grzecha, że „takiego typa jak Pan to jeszcze tu nie widziałem.” Potraktowaliśmy to jak komplement. Potem do mnie „Pani to się wydawała taka bardzo zorganizowana.” Racja. Odwdzięczyłam mu sie tym, że „ksiądz za pierwszym razem też nie zrobił na nas powalającego wrażenia.” Zapytał o co chodzi.
C: Niech ksiądz nie wnika, bo nie wiem czy mam być miła czy szczera.
Ksiądz: Szczera oczywiście. Jakie zrobiłem wrażenie???
C: Niefajne, buraczane raczej. Leżał ksiądz rozwalony na krześle, dłubał w uchu i patrzył na zegarek. Robił ksiądz wrażenie jakbyśmy przychodząc tu przeszkadzali. Ale przyjmijmy, że był ksiądz zmęczony…
K: No może faktycznie nie bardzo dbam o swój PR.

No faktycznie, nie bardzo dba. Nie zmienia to faktu, że ostatecznie nawet Grzech stwierdził, że mógłby z nim podyskutować i to byłaby całkiem miła rozmowa. Kościelną biurokrację mamy odfajkowaną na liście spraw do załatwienia. Lista w ogóle kurczy się planowo. Jeszcze kwiaty, fryzjer, kilka telefonów przypominających, alkohole i napoje, owoce i to byłoby na tyle. Jakoś wyjątkowo bezstresowo podchodzę do tego wszystkiego. Nie ma rozbiegania, zdenerwowania, euforii przeplatanej depresją. Chociaż jak się nad tym dobrze zastanowię, to byłabym idealnym materiałem na polską wersję amerykańskiego programu „Bridezillas”. Wszystko musi być jak JA chcę i niech mi tylko ktoś stanie na drodze do zrealizowania planu doskonałego – wdepczę w glebę.

Poza planami ślubno-weselnymi krystalizują się plany domowo-hacjendowe. Nawet Grzech zaczyna wierzyć, że zaczniemy w przyszłym roku budowę wymarzonego domu z gankiem. Szukamy ziemi. Bo jak ten dom ma wyglądać w najdrobniejszym szczególe to my już wiemy. I zdaje się, że jak tylko zakończę akcję Jędza w Welonie, rozpocznę projekt Builderzillas czyli „Co to za baba lata po budowie, wrzeszczy na wszystkich i wie czego chce”. Ech… uwielbiam kiedy mi się wszystko spełnia:)))

3 komentarze: