licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 1 listopada 2008

O koszmarnej godzinie...

…7:25 Smok wpycha się nam do łóżka, wwierca tyłkiem w mój brzuch i szepcze do ucha „Kocham Was”. Diaboł śpi, albo usiłuje przynajmniej, ale gdzieś tam przez sen czochra mi chaszcz wczoraj wyprany. Pytam Smoka czy idziemy robić śniadanie „jasne mamusiu, ale ja chce mój selek ulubiony” – mówisz i masz dziecko. Robimy zatem kanapki na dużym talerzu, kawę, mleko przez słomkę dla Smoka. Smok budzi Diaboła, siadamy, jemy – rodzinnie. Zachciewa mi się muzyki, więc puszczam TO. I patrzę w wielkie okno, na korony drzew bez liści, takie puste, takie żałosne, takie samotne, takie chwiejne jak… …never mind. Diaboł przygląda mi się chwilę i mówi „Podobasz mi się z taką miną, jak dziecko z nowym wiaderkiem w piaskownicy. Tylko jakbyś nie chciała się tym nowym wiaderkiem bawić, tylko komuś piergolnąć.” Owszem. Właśnie w myślach, w takt muzyki z głośników kopałam w tej piaskownicy mogiłę. Więc siedzę, Smok wdrapuje się Diabołowi na kolana, przytula i zamiera w bezruchu, a ja siedzę patrzę przez okno i nie panuję nad mściwym uśmiechem, nad niekoniecznie przyjaznymi myślami krążącymi po głowie, nad wizją voodoo i zaklinania życzenia. Zaklinam, jeszcze chwilkę, Smok puszcza piosenkę po raz kolejny i kolejny i kolejny jak mantrę. Nieświadomie buduje we mnie nastrój. W duszy mi gra podły plan, do realizacji przy okazji, przez najbliższe lata, jutro, za miesiąc, za rok – wytrwale, krok po kroku. Obudziło się COŚ, było tego nie ruszać. Patrzę na Nich i wiem, że mogę wszystko, że żadne chamstwo, żadne obrażanie, ubliżanie, mieszanie w głowie Smokowi, żadne tanie zagrywki mnie, nas nie zmogą. Siedzą, Diaboł głaszcze Smoka po głowie, a Ona łasi się jak kot. TO jest siła, TO jest chwila, w której czuję, jak mi się  zaciskają szczęki po to, żeby się za chwilę rozluźnić, bo to jeszcze nie ten czas, nie właściwy moment. Wadżet powstała, zielone oczy mruży i czeka…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz