licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 21 września 2012

Duży się zaparł...

...jak krowa na miedzy, czy raczej byk może i postanowił MJowi zanabyć drogą kupna samochód. MJa to, umówmy się NIE uszczęśliwia, co nawet Smok widzi gołym okiem bez brela. Ale Duży wydaje się być ślepy na wszelkie argumenty z wyrażonym jasno przez MJa "Ale ja nie chcę" włącznie. Nie dociera. W tym niedocieraniu jednak pojechał mi komplementem, jakiego się nie spodziewałam - mianowicie oznajmił, że to JA mam MJa uczyć jeździć. A wiecie, Duży uważa, że NIKT nie jeździ tak jak ON, bo On najlepiej, najdoskonalej i w ogóle naj. Przemawia za tym ilość przejechanych kilometrów pozwalająca parokrotnie odbyć podróż po równiku w tę i nazad i na abarot, bez stłuczki, kolizji, wypadku. Amen. A teraz okazuje się, że JA, właśnie ja. Przytrzymałam się futryny, żeby udźwignąć kaliber zawoalowanej pochwały. Ja proszę bardzo, chętnie, tylko MJ niekoniecznie kurcgalopkiem gna do tej nauki. Się obaczy.

Misie Moje Puchate uszczęśliwiły mnie za to wyznaniem oznaczającym przywiązanie po grób, a mianowicie "A wiecie, jak za jakiś czas będziemy tu przychodzić o balkonikach i wspominać: a pamiętacie naszą Cleosię, co już dawno nie żyje...?" No, dzięki. Pochowały mnie wśród śmiechów, parsków i ogólnej radości. Khe, ekhe - chyba sobie nie życzę, pożyję jeszcze trochę.

Sezon na kasztany rozpoczęłyśmy ze Smokiem. Wczoraj 13 kilogramów. Ktoś pragnie zbierać z nami dla zbożnego celu dokarmiania sarenek i innych dzików? Dla ułatwienia dodam, ze ja te kasztany w plecaku na plecach i przysiad, podnieś, wrzuć i wstań, przysiad, podnieś, wrzuć i wstań - a kilogramy na garbie rosną. Kto mi powie, jak się czuje dzisiaj mój kręgosłup? A myślałam, że mam twardy i nie zginam przed nikim. Pokonała mnie idea wypasania zwierząt leśnych. Szlag. Stan na dziś 26 kg zebranych. Aspiracje mamy wielkie, pytanie tylko, czy kasztanowce udźwigną ciężar gatunkowy smoczych ambicji zbieraczych.

Generalnie pakujemy się w rozmaite akcje, o charakterze potencjalnie wyzyskującym mnie w rozlicznych obszarach i angażujące tabuny ludzi do robienia czegokolwiek. Nakrętki zbieramy plastikowe ze wszystkiego - my, cała Rodzina, pół Najnowszej, Nowej, znajomi i przyjaciele Królika. Makulaturę zbieramy w podobnym składzie. Kasztanki teraz. Ciuchy, sprzęty, meble, naczynia, blogwieco, wszystko, szwarc mydło i powidło w składzie identycznym, a potem zawozimy to do Misiów puchatych, które się cieszą jak głupie z każdego drobiazgu, bo same nie mają. I wożę potem, a to biurko, a to telewizor, rolki, czajnik, żelazko, 200 kg makulatury (to akurat Wiśnią było), Diaboł targa kasztany. Nabawimy się plynckierzy, pukla i dekla. Chociaż dekla to już mamy.

1 komentarz:

  1. kup sobie wózeczek na kasztany:) takie małe, drewniane "cuś" jak z czasów dzieciństwa. Będziesz chodzić cały czas w pozycji półzgiętej. Podnieś - wrzuć - podnieś - wrzuć.

    OdpowiedzUsuń