licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 2 września 2012

Nie śmiejcie się...

…ZA BARDZO.
W kościele byłam ze Smokiem – w ramach roku komunijnego.
Ubaw taki, że chyba zacznę chodzić regularnie.
Właściciel jednej z najlepszych piekarni w mieście przybył w asyście wypindrzonej żony, sam okryty garniturem w biało-niebieskie paski, w białych sztiflach, bez skarpetek.
Przed moim nosem paradowała pani z dzieckiem w wieku chodzonym za rączkę dla równowagi, za to ze sporą nadwagą, okryta spódnicą w biało-czarne kwiaty, bluzką oczojebnie zieloną w pasy, w za małych butach z odkrytymi palcami, w rajtkach.
Nawą po lewej dreptała pani w kapeluszu z rondem wielkości Spodka w Katowicach, na szpileczkach z chłopcem w czarnym garniturze i butach sportowych Nike.
Kwiatków takich całe stada. Zastanawiałam się przez chwilę ilu spośród tych ludzi faktycznie chodzi z potrzeby wysłuchania Słowa Bożego, a ilu z potrzeby lasu i zadania szyku – czy raczej pseudoszyku, a ilu jeszcze, bo tak ich rodzice nauczyli i nie wiedzą, że istnieje coś innego, że inaczej być dobrym człowiekiem też można.
Ministranci podczas czytań składali literki i mylili się notorycznie.
Pan ksiądz również rąbnął się parę razy spektakularnie.
Kazania nie było, tylko list jakichś pasterzy. W którym to liście napisane było, jaka to religia w szkole ważna, jaka niedoceniana, a katecheci ciężki krzyż niosą. Tu mnie trafił lekki szlag, bo ja miałam religię przed komunią w kościele, katechetka była z powołania i bardzo WTEDY lubiłam te dzieciowe rozważania o Bogu. Tymczasem Smok ogłasza, że jej pani katechetka jest nudna, straszy ogniem piekielnym i w ogóle nie lubi dzieci, a do jednej dziewczynki pod koniec zeszłego roku wydała komunikat werbalny „cicho bądź wreszcie bachorze.” Dałabym normalnie w mordę i wcale nie jest wykluczone, że metaforycznie bardziej niż w przenośni dam jeszcze.

Wszystko powyższe nie zmiania faktu, że w przybytku bywać będziemy co tydzień, gdyż ponieważ należy Smoku wpoić, że jak się coś robi, do czegoś zobowiązuje, ma jakieś przekonania, to nie należy tego robić po łebkach. A Smok deklaruje, że Wierzy. Skoro tak, to do tej komunii pójdzie z przekonania, jak tylko zakuma o co chodzi. I umówmy się, że tego Jej nie wytłumaczy pan ksiądz, ani pożal się boże pani katechetka, tylko ja z pomocą MJ. Bo mnie czasem ciężko wyzbyć się ironicznego syku podszytego niewiarą, a MJ Wierzy też. Się staram, tak?
Przybytek z powodu mojej obecności pod słupem z tyłu po prawej nie pierdyknął w gruz, gromy z nieba nie waliły, znaczy damy radę i bozia i ja. Jakoś. Co nie zmienia faktu, że bardziej do mnie trafiało to, co mówił Ksiądz Tadeusz przy wieczornym piwie, po całodziennej naszej orce z niepełnosprawnymi dzieciakami, niż ten ociekający pozłotą i krochmalem alb cyrk. Szanse na nawrócenie naprawdę marne. Rzekłabym zerowe.
A Smok? Wyszła i powiedziała „dałam radę mamo, patrzyłam co robią inni i się uczyłam.” I pięknie, jeśli to Ją uszczęśliwi teraz. A potem wybierze sobie drogę jaką będzie chciała. Dobrze, że koło mnie nie stała, bo ja w tym cyrku udziału nie biorę i kolan nie zginam. Jestem tam dla Niej i to musi wystarczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz