... upiekłyśmy już bułeczki na słodko na śniadanie.
Pojechałyśmy nakarmić MJa, przez domofon przedstawiając się jako gazownia, a potem przyprawiając Ją o zawał. I pytam się:
C: Tak wpuszczasz wszystkich nie pytasz po co przyszli i jeszcze drzwi otwierasz bez łańcucha, pogło cię matka?
MJ: No przecież gazownia, to pewnie do licznika.
C: A twoje zwłoki właśnie leżą w przedpokoju i rozpoczynają proces gnilny.
Usiłujemy wyjść, ale drzwi pozamykane na wszystkie zamki.
C: Po cholerę to zamykasz, skoro nie da się z zewnątrz otworzyć?
MJ: Z przyzwyczajenia.
C: Jak będziesz denatem po wizycie gazownika, to ci może być trudno zamknąć się od wewnątrz dla bezpieczeństwa.
Odwiedziłyśmy nasze złomowisko - 53 kg makulatury tą razą.
Zrobiłyśmy kompozycję jesienną na konkurs do szkoły.
Aktualnie z marakasami z "Kreta" odkamieniam prysznic w rytm Gangam style. Cudnie.
Jeszcze tylko ilustracja do śląskiej legendy na kolejny konkurs i jestem wolna, jak dzika świnia.
A ponieważ nie będziemy mieli w przyszłym roku naszego ulubionego kalendarza z gołymi babami, postanowiliśmy kalendarz zrobić samodzielnie - każdy po 4 miesiące zanabyte drogą losowania. Autorski będzie - bardzo - jak sądzę:)
sobota, 20 października 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
zaktualizowałam na właściwe adresy
OdpowiedzUsuń