licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 21 stycznia 2003

Zwykły dzień

Jak co rano wstałam sobie o 5.35… koszmar… pies zeżarł kawałek fotela.
Nic mi się nie chce… pomyślałam sobie, że najchętniej zostałabym w domq.
Nic z tego nie da rady, trzeba się poskładać do koopy iść tyrać:) Potrzeba
realizowania celów jest silniejsza niż senność. A potem przyszło mi do głowy,
że przecież komus to co robię, jest
potrzebne… tylko co ja z tego mam? Jaki jest sens robienia czegokolwiek?
Co po mnie zostanie? Brednie… i tym
sposobem doszłam do wniosku, że „marność wszystko marność” i jakie-
kolwiek działanie i tak niczego nie zmieni.
Jednym słowem kiszka… pisze wiersze… piszę książki… robię
portrety przyjaciołom… i co z tego wszystkiego? Nic, jednym słowem nic…
Poczułam się beznadziejnie… a teraz juz tylko chciałabym iść do domu,
żeby się przekonać, co tym razem zjadł mój kochany Traktorek. Fotel? Kanapę? Kawałek ściany? I co mi zostanie z mieszkania? Nic, tylko gruzy i zgliszcza.:)

3 komentarze:

  1. oj cleos…nie zawsze kasa sie liczy…ty materialistko sloneczna:)…kasa to nie wszystko…a satysfakcja?…moze nie teraz ale kiedys ten co pomoglas w czyms sie odwdzieczy…nie sadzisz?…mala wielka pomagajaca bezinteresownie siostro:)

    OdpowiedzUsuń
  2. marność, wszystko marność,
    ale mimo to potrafisz zachować humorek..
    to wspaniałe ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale mimo wszystko warto jest cos po sobie zostawic.. choc tych kilka zdan na bialej kartce..

    OdpowiedzUsuń