licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 18 maja 2004

Grzech...

…wiedział od rana, od 8 wiedział skubany konspirator i słowa nie pisnął. Wszedł z Małym Johnem w konspirację i gębę na kłódkę trzymał zamkniętą dopóki Mały John nie zadzwonił wieczorem po 20.00
Mały John: Misiek (to do mnie jakby ktoś nie wiedział) Tato jest po operacji…
Cleos: … (siada w fotelu bo jej się słabo zrobiło, łzy w oczach)
MJ: Jeszcze się nie wybudził…
C: … … ale jak poszła operacja?
MJ: Usunęli większość. Wszystkiego nie mogli, bo jakieś zwoje nerwowe przeszkadzały i nie chcieli ich naruszać.
C: (łzy płyną – strachu, ulgi, wszystkiego na raz) Ale będzie dobrze?
MJ: Nie wiadomo. Operowali go od 9 rano do 19.00. Profesor zrobił swoje i wyszedł z sali po 15-tej, a doktor M. był do samego końca.
C: Czekaj bo mi słabo…
MJ: Zdaje się, że miałam nie dzwonić do ciebie, tylko do Grzecha najpierw…
C: Nie bredź. No i co mówi profesor?
MJ: Na razie nic. Czekają aż się obudzi. No przecież nie mogą ojcu dać w pysk i powiedzieć „Duży pora wstawać!”
C: Wszystko MUSI być dobrze.
MJ: Zadzwonię jutro jak się czegoś dowiem, bo dziś nie wpuścili mnie na OIO. Tato jest intubowany i pod respiratorem…
C: (łzy cholera przestańcie płynąć)
MJ: No to córcia do jutra.

Grzech przerwał odkurzanie i usiadł obok. „I co?” Powiedziałam, że Duży był operowany. „Wiedziałem od rana. Mama do mnie zadzwoniła, ale ustaliliśmy, żeby Ci nic nie mówić, dopóki nie będzie wiadomo co i jak. Tylko niepotrzebnie byś się denerwowała”. No to Cleos w ryk, dała Mu w łeb, zbluzgała od oszustów i nie odzywała się 3 minuty. Dłużej nie wytrzymałam. Ulga, że Duży żyje po tej operacji była większa niż złość na trzymanie mnie pod ciężarówkowym kloszem. Wolałabym wiedzieć. Pewnie nie mogłabym się cały dzień skupić, pewnie denerwowałabym się strasznie, ale przynajniej miałabym świadomość, że wiem co się dzieje. I gdyby nie dajcie bogowie coś się stało byłabym jakoś uświadomiona wcześniej. Mam trochę żal do Grzecha i Małego Johna, chociaż wiem, ze zrobili to dla mojego i Misiątka dobra, że chcieli mnie chronić przed stresem. Oni się zdecydowanie za bardzo lubią i za bardzo trzymają sztamę:)
Duży żyje! Kamień z serca. Byle teraz okazało się jeszcze, że po rehabilitacji wróci do formy. W końcu ktoś w Misiątko musi zaszczepić ochotę do majsterkowania.
Już po… ulga… i łzy za każdym razem jak sobie pomyślę, że mogło coś pójść nie tak, a ja nie powiedziałam Mu od paru lat, że Go kocham. I pewnie nie powiem przez kolejnych kilka, bo oboje mamy z takimi wyznaniami problemy. Ja wiem, On wie i to wystarczy. Czasem słowa są niepotrzebne.
Tato tak się cieszę, że jesteś. Kocham Cię – Twój Bączek-Zajączek…

6 komentarzy:

  1. uwazam ze Twoi panowi postapili słusznie -po cholere byś sie denerwowoała..

    OdpowiedzUsuń
  2. tak się składa, że Mały John to moja Mama:))) i nie zgadzam się z Tobą, lepiej wiedzieć i mieć świadomość tego, co się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  3. racja…ja wolę zawsze wiedzieć nawet jak to cos złego…nienawidzę jak ktoś coś przede mną ukrywa a jak się potem dowiaduje to tylko pogarsza sprawe…dostaje normalnie furii!!!!!dobrze że już jest po…tylko szkoda że jak zwykle rodzina wie ostatnia…:(

    OdpowiedzUsuń
  4. ja też się dowiedziałam po fakcie, więc nie marudź – trudno dzwonić do wszystkich z info o operacji skoro nieznane były jeszcze efekty.

    OdpowiedzUsuń
  5. no do wszystkich może nie ale do siostry chorego to się powinno….

    OdpowiedzUsuń
  6. może masz rację, ale szczerze mówiąc na miejscu Małego Johna mając w perspektywie, że Duży:
    a) może umrzeć podczas operacji,
    b) może umrzeć po operacji,
    c) może zostać sparaliżowany,
    d) może wywinąc 158 innych numerów
    też nie miałabym głowy do dzwonienia gdziekolwiek. Pewnie jak Ona siedziałabym na szpitalnym korytarzu i gryzła paznokcie.

    OdpowiedzUsuń