licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 17 maja 2004

Muuuuuuuuusiałam...

…je mieć!!! Zdobyłam adres sklepu, zadzwoniłam do Grzecha, że musi iść i kupić i najlepiej 3 kilo. Niebo w gębie, palce lizać. Krówki – ciągnące się na pół metra, zaklejające dziób na amen, o smaku pamiętanym z dzieciństwa. Miodzio. Czupurek je wyszukał, Rudy przyniósł do pracy, poczęstował i stało się – muuuuusiałam je mieć:))) Grzech kupił, po czym pochłonął sporą część. Ale wybaczam Mu, bo ciężko się im oprzeć:)))

Weekend pracowity. Najpierw uczelnia, potem sprzątanie, potem malowanie moich wymyślonych fresków zwierzęcych w pokoju Misiątka. Całe szczęście, że mam Grzecha, bo inaczej umarłabym z głodu, ale za to z pędzlem i paletą w dłoniach i uśmiechem na twarzy. 3 godziny powstawała małpa, ale wygląda przyzwoicie. Na więcej nie starczyło mi czasu, a poza tym tyłek bolał od siedzenia na twardym oranżowym regale. Ciąg dalszy męki twórczej w następny weekend. Żałuję, że nie wcześniej, ale powstrzymują mnie matury z angielskiego i intensywne korepetycje do zmroku.
Za te korepetycje, a właściwie za mamonę z nich kupię Grzechowi na urodziny Jego wymarzony aparat fotograficzny. Niech ma. Warto jest więc męczyć po raz 158 ten sam temat gramatyczny po to, żeby potem zobaczyć Jego oczy na widok aparatu:)))

Duży znowu w szpitalu. Operacja miała być dziś, ale nic na to nie wskazuje, żeby faktycznie była. Wkurzające to już jest i irytujące strasznie. Mały John ma nerwy napięte do granic możliwości, bo wiadomo, że może być różnie. Martwi się. Ja też, ale mam tyle zajęć, że nie bardzo mam czas rozstrząsać czarne scenariusze. Czasem tylko, kiedy pomyślę o najgorszym, łzy stają mi w oczach. Znikają równie szybko jak się pojawiają, a ja przepraszam Misiątko, że Je stresuję. Wyrodna matka. Przecież wszystko MUSI być dobrze…

MJ straszył sądem i na razie nic. Ani widu ani słychu, żadne wezwanie do zapłaty ani do sądu nie przyszło. Może zrezygnował, może doszedł do wniosku, że to mu się nie opłaca, a może, że nie ma szans. Nie wiem – na razie spokój.

…ale ogólnie jest wesoło, ja rzekłabym nawet – haraszo:))) I niebo niebieskie, jak ściany w pokoju Misiątka i słońce i bogowie znowu mi przychylni:)))

5 komentarzy:

  1. Ej – uwazaj z tymi krówkami – wiesz ile to kalorii? :))))) A jaka trucizna! :))) (cukier=biała smierć) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Siostra zostawiłaś jedną dla mnie..? :>>>
    a jak Grzech dostanie już ten aparat.. to ja poproszę fajne zdjęcie Was razem (Ty Grzech i Misiątko ;))))

    OdpowiedzUsuń
  3. To co wyprawiaja z tymi terminami to po prostu wola o pomste do nieba :(
    Nie mam slow :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Piekna notka:)
    pełna uśmiechu i radosci:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. za szybko mi sie dodało:(
    Chodzilo mi o Twoja osobe.:)

    OdpowiedzUsuń