…PRZED wizytą u Who, co jednak nie popsuło mi humoru, bo za to zakupiłam tapczan dla Smoka – dokładnie taki jak chciałam.
Jak przebiegają nasze spotkania z Who? Otóż…
Najpierw Klucha zrzucił parę razy kota z tarasu.
Potem dowiedziałam się, że jeśli ktoś miałby przycinać trawę w ogrodzie nożyczkami, to tylko ja, bo Who nie zna drugiej równie twórczej istoty – to komplement był podobno.
Potem kot chciał zeżreć obiad Smoka.
Potem Smok wysmarował się kremem Nivea w ilości wystarczającej na pokrycie elefanta warstwą, która wchłonęłaby się po tygodniu.
Potem Who ironicznie powiedziała, że ktośtam mógłby całować Jej teściową po palcach na piętach – gdziekolwiek się one znajdują (i palce i pięty).
Potem Bąk zmasakrował się delikatnie nożyczkami.
Potem Klucha i Smok nawrzucali kamyków w rabatę z kwiatami, które to kamyki Who wybierała niczem Kopciuszek.
Potem Smok przydzwonił czymś Klusce w potylicę, aż się zrobiła awaria.
Potem to już nam było wszystko jedno, bo wino nam smakowało (mam nadzieję), ciasto było pyszne, kot sobie poszedł, dzieci się zmęczyły i w końcu pojechałyśmy do domu. Zakładam, że Who odetchnęła z ulgą i wzniosła modły dziękczynne.
Fajnie było:)))
I dzięki Who za okazane zaufanie… zrobiło mi się miło.
Przez wrodzoną (???) grzeczność nie wspomniałaś, że Klucha porzucił był swą narzeczoną dla poduszki…Na pocieszenie (??) Ci powiem, że rano obudził się z rykiem „Gdzie Wika?? Ja lubiem Wikę!!”
OdpowiedzUsuń