licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 25 kwietnia 2008

W radio Shaggy...

…”Angel” – gorące plaże Lloret, sangria,  wódka w wysokich szklankach, noce na deptaku, „Wsje zwiezdy dla tiebja” oraz wspólne słuchanie Beverly z jednych słuchawek i śpiewanie Natalii Oreiro do mikrofonu z lakieru do włosów. Uśmiecham się pod nosem.

Tymczasem teraz zupełnie inna muzyka, tasmańskie kolory, stokrotki na niezapominajkach i inne okoliczności przyrody sprawiają, że w głowie mam mętlik malutki. Ot tyci. I śni mi się produkcja broni w Nowej, wielkie spychacze na gąsiennicach, katakumby oraz jak śpiewam „To nie ja byłam Ewą” i jak Who goni czarne kocięta wokół malucha. Ot tyci mętliczek…

Do każdej zmiany prowadzi łańcuszek wydarzeń. Różnych – złych, dobrych, odbierających dech i odbierających nadzieję. Jeszcze chwilka, jeszcze momencik i mój łańcuszek się zerwie. Czekam. Emocjom daję radę – oddycham głęboko i wizualizuję wyłącznie dobrze. Kate mówi „Nie myśl, bo się wykończysz”, Dziobak mówi „Trzymaj się”, Mały John powiedział „Nie martw się” – nie potrafię nie myśleć, trzymam się i martwię. Zadziwiająco dobry humor, zastanawiająco roześmiana dusza jak na te okoliczności. Koleżanka z Nowej pyta „Z czego ty się tak cieszysz od rana?” Z życia się cieszę, z tego, że bażant przeleciał przez drogę, że mam 37 par kolczyków, że Smok na widok nowej kurtki zakrzyknął „W moldę jeża ale fajna!”, że książka dobra, że oczy ciemne, że wiosna i zielono, że Mały John lubi moich Przyjaciół, że jestem szczęśliwa – wbrew wszystkiemu i na przekór wszystkim, którzy może chcieliby żeby było inaczej. Nie potrafię inaczej – fatalne wizje, pesymistyczne podejście – to nie ja. Who mówi „Zarażasz entuzjazmem” – być może. Ani świadomie, ani celowo – po prostu. Szukam pozytywów, chociaż w środku gdzieś na dnie drzemie strach. Oswajam go. Rozmawiam z nim codziennie i mówię, żeby poszedł, bo ja stchórzyłam już raz w życiu i wystarczy. Jedna ucieczka na jedno życie – norma wyrobiona. Jego odczuwanie ograniczam do minimum, żeby nie zwariować, żeby dać radę, żeby się nie pogrążyć. Sama świadomość wystarcza do tego, żeby budzić się czasem po to tylko, żeby pomyśleć, że on jest… ten strach. „Szto dień griaduszczyj mnje gotowit?” pytał wieszcz – zadaję to samo pytanie… odpowiedzi znajduję w sobie, w tych oczach co ciemne, w każdym dniu… Najtrudniej jest zarazić entuzjazmem samą siebie…

A dziś mi czarny kot przebiegł przed autem w drodze do Nowej. Ładny był. Ciekawe czy znajdzie swoją czarownicę…

1 komentarz: