licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 4 sierpnia 2010

11 dni...

…to go.

W łazience prawie koniec.

W ramach posiadania Zygfryda Przytulaczka zrobiłam fakultet ze zwierzęcego manicure i pedicure. Koty mam opanowane już, jakby ktoś posiadał na stanie i miał potrzebę tipsów czy coś to ja się polecam. Przyszedł czas na żółwie. Aktualne menu: sałata, mlecze, jabłka. Żółwi catering dostarcza codziennie zieloniuniutkie mleczyki nieobsikane z ogrodu własnego. W planie przetestowanie marchewki. Jeszcze jakieś pomysły? Jeden Wujek Zygfryda przytaszczył mi dziś kamień, pytając z troską w oczach czy jest wystarczająco duży i wystarczająco płaski:)

Na „Smakoszu” wczoraj zasnęłam. Coś mi się nawet śniło, ale nie było to nic proroczego. Jak będę miała sen proroczy to sobie na wszelki wypadek usiądę, po co się mam przewracać z hukiem.

Ja nie wiem doprawdy skąd mi się te myśli biorą, ale po myślotokach dochodzę do wniosku, że powinnam jakieś prochy brać na niemyślenie czy cuś. Skądinąd wychodzą mi całkiem przyzwoite rzeczy, niekoniecznie nadające się do publikacji, za to takie, które zostawiają ślad. Taki głęboki słoneczny ślad.

A oprócz tego Grabarka mnie natycha do refleksji. I naszła mnie taka, że poprzednio po 3 latach to już było średnio fajnie, tylko ja byłam naiwna kretynka. A teraz? Teraz po 3 latach jest tak jak w pierwszym miesiącu – ten sam błysk, ta sama iskra, tylko wiemy o sobie znacznie więcej i patrząc na siebie widzimy się lepiej. Prawdziwiej może – i niczego to nie zmienia. Znowu jestem naiwna? Czy może teraz to jest To?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz