licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 13 sierpnia 2010

2 dni...

…i spadam. Będę leżała plackiem, chodziła po lesie, darła się na bandę hunów. Nie będę jadła prażynek, bo Kate z Who zabroniły kupować – bywa, może to sprawi, że te 3 kilogramy pójdą się wypasać?

Diabołowi zostawiam listę daily questów – ciekawam ilu podoła. Zapiera się wołami, że będzie pilnie realizował, ale już ja tam wiem swoje. Jako ostatnie napisalam „Przed naszym powrotem posprzątać iście kawalerski bajzel, bo mnie w progu szlag trafi”. Tia, wiara niby czyni cuda, góry przenosi, ale czy wyrzuci też śmieci i uprzątnie trochę Helpland?

Jutro podwójny ślub. Pierwszy Jednej Takiej, co ją znam lata i generalnie… ekhm… mama poznała ją z obecnym narzeczonym i mama powiedziała mu w night clubie, gdzie siedział samotny przy stoliku „może pan zatańczy z moją córką?” – no i tak dotańczyli aż do ślubu. Daj im bloże. Drugi Zadziora. Cieszę się, że moja ślubna kieca na coś się jeszcze przydała i Zadzior zrobi w tym swoim Jaśle furorę – albo przyprawi parę osób o zawał. Wygląda bosko, nawet Diabołowi podobają się Jej ramiona w tym gorsecie (ubiję gada). Daj Jej bloże też, a co mi tam.

Droga Kate, Iwo, Who i reszto pijoków – doceńcie maupy fakt, że wstaję jutro nieprzyzwoicie wcześnie, budzę resztą Rodzinki i jedziemy na jeżyny (profilaktycznie w kaloszach). Konkurs na pomnik ku chwale ogłoszę po powrocie z lasu, chyba, że mnie jakieś napotkane boa udusi czy cuś. Peany pochwalne możecie słać już teraz via SMS. Czekam.

Lampy do sypialni przyjechały z Tunezji wraz z Kuzynką Brukselką. Tym sposobem, brakuje mi tylko okiennych szmat. Przy dobrych wiatrach (btw zjadłabym dobrej grochówy, takiej, że łycha staje) jeszcze w tym roku dam radę. A potem upatrzona rzeźba i wazony dwa i sypialnia w stylu Morocco będzie gotowa. Wymarzyłam ją sobie, potem miałam Plan, potem plan padł na ryj, a teraz? spełniło się. Może jesdnak da się zaplanować marzenie?

Zasysam Koontza. I martwię się, bo mi na Juchy zostały trzy książki raptem. Repertuar mam też inny, ale czy mi się chce? Po tej całej karuzeli jaka mi się tu uskutecznia doprawdy biografia Joanny d’Arc to nie jest to, co Cleosie lubią najbardziej (chociaż biografie uwielbiam pasjami). Odmóżdżam się, pochałaniam krwawe jatki na pęczki i ciągle mi mało. Głupieję na starość? (Smok w takim moemncie natychmiast by zaprzeczył „nie jesteś mamo stara” – kocham Ją za to, serio serio).

Namalowałam Tulisiowi dżunglę, bo biedak napierniczał w ściany terrarium myśląc, że tam dalej da się przejść. No to mu uskuteczniłam chaszcze z zaroślami, żeby go pozbawić złudzeń. Diaboł ma zamontować pod naszą nieobecność. A w głowie kolejny obraz, który będzie musiał poczekać. Owszem rozpatrywałam możliwość wciśnięcia do Srebrnej Szczały sztalug i kartonów i farb i reszty, ale po pierwsze wrażliwa psychika Kate mogłaby tego nie unieść, a po drugie czy mi się chce? Obraz nie zając… a ja będę  leżała plackiem, chodziła po lesie, darła się na bandę hunów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz