licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 14 lutego 2007

Opowieści Pani Hani - Part 1

PROLOG
Pani Hania jeździ ze mną autobusem rano do pracy i opowiada mi o wszystkim. Ma 49 lat, mężą, córkę Asię, syna Grzesia. Dzieci mają odpowiednio chłopaka i dziwczynę. Asia pracuje w biurze rachunkowym i studiuje. Ma długie włosy i zawsze ma pieniądze. Grześ jest wysokim milczkiem, za to jego dziewczynie buzia się nie zamyka. Mieszkają w jednej z dzielnic mojego miasta w bloku. Z psem bernardynem, który zwie się Ted. Pani Hania pracuje w budżetówce w rachunkowości, którą uwielbia, a wraz z nią Iwonka, Natalia, Jasia i pewnie inne panie, o których jeszcze nie usłyszałam. Zarabia nieźle, ma 260 godzin nadgodzin, ma mądrą główną księgową i z pracy jest zadowolona. Pani Hania ma durną teściową, skąpiradło, która wprosiła się na Wigilię i tylko zeżarła, a potem ją jeszcze trzeba było odwieźć do domu. W domku fińskim mieszka. Pani Hania lubi myś okna i sprzątać i wszystko musi być tip top. Z psem wychodzi o 4 rano. Ubrudziła sobie ostatnio kurtkę pastą do butów Kiwi, która nie chce się błyszczeć na jej butach. A buty pastować też lubi i żeby błyszczały właśnie. Te wszystkie informacje uzyskuję po trosze codziennie na trasie B-K. Pani Hania bez skrępowania opowiada o swoim życiu i przodkach do 8 pokoleń wstecz, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie czytam książkę. Więc będę to sobie spisywać, bo potem może się okazać, że to doskonały materiał na sagę. Amen. On Pań Hań uchowajcie ans bogowie, bo mi już ledwo cierpliwości do słuchania starcza, a poza tym nie znoszę kiedy ktoś zwraca się do mnie w 3 osobie l.poj. A Pani Hania taki ma zwyczaj. Ech.

14 lutego 2007 roku, godzina 6:47, przystanek autobusowy linii 820/830. Pada deszcz.

-Dzień dobry, dobrze spała? A parasol wzięła? Aaaa, widzę, że wzięła. W Gazdówce byłam wczoraj. Straszny tłum był, a nastolatków ile?! Skąd oni mają pieniądze na to, żeby tam chodzić? Przecież wcale tanio tam nie jest. Z Koleżanką byłam od 17-tej do 21-tej. Na górze siedziałyśmy, bo na dole można palić, a my nie palimy. No problem miała jakiś, chciała pogadać. Dzisiaj to tam pewnie też będzie tłum i pełno. Ale może miejsce znajdziecie.
Cleos: (milczy i uśmiecha się zbywająco)
- A rezerwację mają zrobioną? Mąż zrobił? Mój to nie wiem co wymyśli. No w końcu 25 lat po ślubie. Grzesiu idzie gdzieś ze swoją dziewczyną, a Joasia też. Zresztą ona często bywa w Gazdówce, kilka razy w miesiącu conajmniej. Na piwko i czasem coś zjeść. O jak mi się nie chciało rano z psem wychodzić. A jaki brudny wrócił?! A to co? Znajomy? (o ByłymNiedoszłymMężuDamskimKickboxerze)No prosze, kogo to można na przystanku spotkać.
Cleos: (milczy i uśmiecha się dalej)
- A o której pracę kończy? Bo ja od ósmej do szesnastej. Dobrze, że nie później, bo potem cały dzień stracony. O jedzie… Albo to 123. Nie to mój. Ale za nim jedzie. Ten poprzedni to się otarł o mnie aż się wystraszyłam. Idę sobie a on mnie bach bokiem, rękaw mi pobrudził, o widzi? No jakoś tak daleko podjechał. Będziemy stały chyba.
Cleos: (wsiada, milczy, stoi, jedzie, dojeżdża, wysiada) Do widzenia.
- A do widzenia i niech się bawi dobrze!

2 komentarze:

  1. ahahha no zdarzają się takie ludziska ;-) ale widzi ? dzień jak radośnie od uśmiechu tera zaczyna ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. To masz ciekawy pocztek dnia, potem to juz musi byc z gorki…

    OdpowiedzUsuń