licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 20 czerwca 2008

Za walenie...

…szpadlem między oczy składam Wam serdeczne dzięki. I za głaskanie też.

Brak wiery wziął się z jednego SMS-a. Że szukam czegoś, co nie istnieje. Lekki dół, potem mega wkurw i mamy combo zdolne złamać motorożca. I okazuje się, że to nieistniejące pojawia się po pół godzinie od rozpaczliwego „przyjedź” i chociaż nic nie jest nagle łatwiejsze ani przyjemniejsze, to jednak spływa na mnie spokój i czuję, że MOGĘ, że POTRAFIĘ. Jakby spod Jego palców wypływała namacalna siła i energia, którą mi oddaje. I wraca pewność, że ISTNIEJE, że nie uroiłam sobie, że to nie moja słoneczność i wieczny optymizm, tylko wyczekane, wyszukane TO. Że po życiowych popaprańcach, bandytach, nieudacznikach, których wyciągałam z dna, z doła, z nieszczęścia, że po tej całej plejadzie  za przeproszeniem partnerskich glutów pora teraz na MOJE szczęście. I tak, wiem, mówiłam to już kiedyś… ale jeśli nie wiara, jeśli nie pewność, jeśli nie słońce nad głową, to co mi zostanie? Nie, nie pozwalam sobie na łzy ot tak. Dopiero kiedy w ciemnym pokoju, na gruzach i zgliszczach, czuję że mogę się na Nim oprzeć nie potrafię powstrzymać szlochu. Bo wreszcie nie muszę udawać, bo mogę być zwyczajnie czasem zapłakaną kobietą, bo nie muszę wiecznie dźwigać wszystkiego sama i otaczać się murem wyższym niż Chiński, żeby w tym pędzie ktoś nie zrobił mi ziaziu. I wiem, że przyjdzie pewnie jeszcze niejedna taka chwila, kiedy to „przyjedź” będzie  mi się cisnęło na usta i obiecałam, że nigdy go nie przemilczę.
Póki co jednak staram się nabrać dystansu, żeby nie zejść na zawał i nie prezentować uroczych i jakże słonecznych zwłok. Dystans się przyda, gdyż małżonek uskutecznia jazdy średnio trzy razy dziennie, na współną rozmowę ze Smokiem się wypiął, raz chce notariusza i rozdzielności majątkowej, to znów nie chce, raz jest miły, raz zgryźliwiy, raz płacze, to znowu sarkastycznie rzuca dwuznacznościami. Szczerze? Przestaję pomału słuchać. Robię swoje, wyliczyłam ile się kasy komu należy, napisałam pozew, znalazłam notariusza, powiem Smokowi co trzeba. Wyłączam percepcję, przestaję zauważać osobę. Tak chyba będzie dla mojego spokoju i zdrowia lepiej.

No, i byle do przodu:)

6 komentarzy:

  1. „nie istnieje” – dla jednego istnieje dla innego nie… jest to tak rzecz indywidualna, jak to czy ktoś lubi szpinak czy nie… więc jeśli ktos nie znalazł to dla niego nie istnieje… ale nie znaczy, że w ogole nie istnieje. I bynajmniej nie jest to pogląd osoby, która znalazła, beztroski i wyidealizowany…. ot po prostu mamy to na co się zgadzamy, jeśli się zgadzamy na coś mimo, że nie istnieje…problem wielki ale tego kto się zgodził.
    Więc nie daj sobie wmówić, że coś nie istnieje komuś, kto tego nigdy nie osiągnął !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nagrodę złotego szpadla roku – weź szpadel i zakop się sam – przyznajemy za wywołanie mega wkurwu!
    Cleos zwana combo, ale Ty nie krzywdź motorożców…

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie daj sobie wmówić. Widać dla Cię istnieje. Popieram Iwę i kajam się:(
    I mówię to, choć jestem wyznawczynią liskowych i żmijowych mądrości Saint-Exupery’ego, co do „strat wojennych”.

    OdpowiedzUsuń
  4. dzięki Kate…ta notka mnie ruszyła nader mocno…:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Polecam się na przyszłość.

    OdpowiedzUsuń