licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 14 czerwca 2008

Zaległości mam...

…straszliwe, bo objaw niepisactwa się dalej objawia…  W zaległym czasie jakoś wydarzenia nie chcę się przestać wydarzać, cholera. No ja doprawdy nie wiem dlaczego. I tak serce robi spektakularne „ziuuuuu” w okolice żołądka, po czym „ziuuuuu” w okolice gardła powodując radosne kołatanie i urocze „pik pik pik halo tu zawał czy ktoś mnie słyszy” na wieść pt: „Kochanie możesz mnie jutro zabrać po drodze do pracy, bo wiesz, skasowałem auto.” Oczywiście, że mogę, jak tylko zmartwychwstanę.
Potem się wydarza, że kojąc nerwy, korzystając z Obecności i mając w pamięci jak z kuchni można zrobić KUCHNIĘ by Calendula (cud, miód ultramaryna) wybieramy zmywarki i inne kuchenki oraz pralki.  Póki co w kuchni stoi rusztowanie… ale oczyma duszy mojej te sprzęty pasują tam jak ulał.
Potem jadę na Hacjendę podpisać umowę z pośrednikiem. Jadę z lekką obawą, z niepewnością, czy mnie żal nie ruszy… Nie ruszył. W drzwiach pojawił się Red Bull, rzucił żartem, potem Sąsiad  wybrał się na klachy. Jakoś minęło. Spojrzałam na te mury, które sobie wymarzyłam przecież i… NIC. Rozumiecie? Ani drgnienia. Ani cienia żalu, czy wahania. Widać to nie pustaki i dachówki dają Szczęście. Widocznie nie chodzi o to GDZIE, ale ważne jest JAK,  a to JAK zależy od tego Z KIM. Widocznie nie da się uratować CZEGOŚ miejscem, można tylko człowiekiem. (albo Diabłem, ale to inna historia)
A dziś trzy godziny na basenie. Relaks. I podobno moja siła tkwi w dłoniach. „Jeśli uda ci się połączyć dłonie z umysłem, będziesz mogła być może zrobić coś dla kogoś.” Zatrzymałam się przy tych słowach na chwilę, z uśmiechem, być może tajemniczym, być może wieloznacznym. Prawdziwa siła tkwi w oswojonym umyśle (Kate :))) ),  dłonie mogą być tylko przekaźnikiem… A wtedy, kiedy chcę potrafię zatrzymać, pokierować i wyjść na swoje.
A propos wychodzenia – jak tylko napiszę pozew, udaję się do mojego nadwornego prawnika w celu jego weryfikacji i ewentualnego poprawienia (co jak sądzę nastąpi w nadchodzącym tygodniu), zdobywam resztę dokumentów i do dzieła narodzie, bo życie stygnie:)))
I ktoś mógłby być może powiedzieć, że w zaistniałych okolicznościach przyrody prezentuję wyjątkową radość i beztroskę. Niech Was nie zwiodą słoneczka nad głową. Gradowe myśli, czarne humory, rowy mariańskie i inne smuty wypłakuję w diabelskie ramię,  inne jędzowate ramię na zawołanie wali mnie przez łeb szpadlem na opamiętanie, a jeszcze inne sytuacyjnie bliźniacze wspiera kiedy trzeba, albo każe mi się zajmować egzystencjalnymi problemami, które podobno wyśmiewam. Więc jak tu się pogrążyć w ewentualnym zdołowanym marazmie, kiedy wokół samo wsparcie i nawet Mały John podarował NAM końplet garów oraz zastawę na kurna chyba 12 osób.
Optymizm wręcz huczy i buczy. Tiaaa. To se pójdę zanim mi minie:)))

2 komentarze:

  1. Ale przyznasz kochanie, że zmiana auta wyszła na dobre? ;) Się pytam jak głupi. Już to przyznałaś ;P
    No to prawda, że okoliczności mogłyby być lepsze, ale przecież wyszedłem bez szwanku. I brońcie bogowie, niech ktoś nie pomyśli, że zrobiłem to specjalnie. Za stary jestem na takie numery. Choć przede mną jeszcze całe życie. Osiem z dziewięciu w zasadzie ;))

    OdpowiedzUsuń