licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 3 czerwca 2010

Na obiad...

…kurczak po chińsku z ryżem. Mnią. Nienawidzę wymyślania menu. Dlatego też jeden pomysł dała MJ a drugi ustalili sobie Diaboł ze Smokiem. Negocjacje pomiędzy spagetti a schabikiem trwały chwilę. Nie były zbyt zacięte, Smoka przekonało masełko do ziemniaczków. Smakosz kurdebele.

Niespecjalnie przepadam za byciem gospodynią domową. To mi trochę zatruwa radość długich weekendów, bo długie oznaczają więcej gotowania. Nie lubię, chociaż po latach okazało się, że umiem, że wystarczy mi tylko nie mówić W KTÓRĄ STRONĘ należy mieszać sos i jakoś samo wychodzi. A do tego (a jak nieskromnie dodam), że okazuje się,  że chyba nawet smacznie wychodzi, skoro Rodzina się zachwyca i pieje. Cóż.
W sumie, jak się nad tym dobrze zastanowić, tylu rzeczy dowiedziałam się o sobie w ciągu ostatnich trzech lat, że chyba pobiłam rekord lat poprzednich. Dużo wiem, ale ciągle odkrywam coś nowego. I cóż, okazuje się, że to prawda, że kto się nie rozwija ten się cofa, czy tam, że tylko krowa nie zmienia poglądów. Daleko mi do obory oraz zacofania (mam nadzieję).

Niezadowolenie z ogromu obiadów do zrobienia  zmniejsza zima… na obrazie. Lodowy krajobraz w tonacji szaro-blue. Jakoś tak mi właśnie jest w środku. Jeszcze trochę.

APDEJT SKLEROTYCZNY:
Bo mi się zapomniało na amen, a musze odnotować, gdyż to tak bardzo, ach tak bardzo pasuje do nas – Wiedźm.
Zawiozłam wczoraj MJ na zakupy. Spędziłam z Nią sporo ponad godzinę w hipermarkecie. Cierpliwość straciłam jakieś pierdylion razy. Ale między makaronem a przyprawami rozwaliła mnie podczas rozmowy i dygresji tekstem:
MJ: Nie gadaj, tylko mów.
Zaśmiewałyśmy się wcale nie cicho przez minutę chyba. A ludzie dziwnie na nas patrzyli. Dziwni ci ludzie, doprawdy:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz