licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Who mnie skłania...

…do refleksji. Do zastanowienia. Nie, nie obrażam się. Nie, nie uważam, że bredzi. Zastanawiam się nad każdym słowem na tych 10 czy tam 12 stronach. Jutro siądę i odpiszę. Zdefiniowałam o co mi chodzi. Rozwiązałam najbardziej palący problem. Jakoś nad tym panuję.

(cała noc śniły mi się trupy w bagażnikach samochodów, policyjne blokady pod pracą, krew wyciekająca z wnętrza auta – ktoś się pokusi o interpretację?)

Tak, umiejętność rozmowy to Sztuka. Właśnie Wąż przyznał w rozmowie telefonicznej, że tak, być może powinien iść na kurs komunikowania się, ale z Panią z banku dogadać się nie potrafi. No bo jak *&^%$$ wyskakujesz z tonem wyższości i pt: co ty mi tu śmieciu bankowy będziesz, to ja się nie dziwię, że się Pani najeża.

Byłam tylko lekko niemiła. Odrobinę. Na tyle, żeby dopieścić moje sączące niechęć skorpionie ja.

A ponieważ dochodzimy z MJ do tych samych wniosków, to mnie wyszczupla. Ona co prawda dałaby spokój, życzyła szczęścia i wszelkiej pomyślności na nowej drodze życia, ale ja jakoś nie bardzo. Mam parę życzeń kierowanych intensywnie przy okazji zdmuchiwania urodzinowych świeczek, czy opowieści wigilijnej i one się sprawdzą, ja to wiem.

Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego (i nie mam tu tylko na myśli Węża zwanego też Drożdżem, o jakże to pasuje do jego nadwagi i brzucha a la połknąłem dużą piłkę lekarską – powodzi mu się bez żony najwidoczniej), że narastająca frustracja rodzi agresję. W różnej formie. Z Grabarką snujemy plany zakopania żywcem. Osobiście wolę bardziej wyrachowane działanie. Zaczynam jak lokomotywa Tuwima, najpierw powoli…

I jeszcze szczeniak mi się śnił. Suka dobremana, cała czarna. Znaleziona w koszyku a la wielkanocna święconka, na schodach utworzonych z korzeni drzew porastających  wzgórze. Cudnie.

Pomalutku, powolutku układa się puzzel, po puzzelku. Wszystko. No przecież JA nie dam rady?

1 komentarz: