licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 17 lipca 2010

Dobrze, że wstałam...

…o 7.40 w celu zrobienia chili i umycia okien, bo o 8.09 zadzwoniła MJ:
MJ: Popatrzyłam właśnie na zegarek, ale ty już pewnie w pracy jesteś.
Cleos: Mamuś, dzisiaj jest sobota…
MJ: O !#@!$#%&@#@ faktycznie.

Cała Ona. To idę kulać zupkę, bo plan dnia mam napięty.

APDEJT:
Umyłam okna z widokiem na Narnię i te w sypialni. Niech mnie ktoś szpadlem dobije. Sauna mi niepotrzebna. Zapowiedziałam już Diabołowi, że jak następnym razem wpadnę na taki twórczy pomysł 40 stopni + mycie okien, to niech mnie zwiąże i uprawia co chce, może być sadystyczne zastosowanie piórka mewiego. Kretynka.

Namalowałam sobie też obraz i zrobiłam dobry uczynek. Już słyszę, jak skrzypią bramy w niebiesiech. Jeszcze się nie wybieram, chociaż temperatura w salonie aktualnie 27,2.

Diaboł był uprzejmy wydalić się z domu w celu upicia w męskiem (ekhe powiedzmy, że to męscy faceci są) towarzystwie. Niech ma, za to obiecał mi balety za dwa tygodnie.

A propos „męscy”. Smok wyjeżdżał nad morze. Zatem ja słaba i nieporadna niewiasta, poprosiłam Diaboła, żeby mi torbę  podróżną dzieciową stachał na dół do Wiśni.
Smok: Mamo, a czemu Diaboł bierze tą torbę?
Cleos: Bo jest ciężka, a my jesteśmy wątłe niewiasty, albo przynajmniej staramy się za takie uchodzić.
Smok: Nooooo. A Diaboł to jest taki MACHOzaur…

Tia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz