licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 23 lipca 2010

Naszła mię wczoraj...

…myśl taka, być może przez ten upał, nie mogę tego wykluczyć. Mianowicie. Są ludzie, którzy całe życie maskują się, udają kogoś kim nie są, wyolbrzymiają swoje problemy po to, żeby wydawać się twardzielem pt.: „jak to sobie z tym poradziłem/łam”, pozują na życiowych killerów. A potem przychodzi problem fucktyczny i okazuje się, że zachowują się jak skrzyżowanie dupy w kraglu z królewną jęczybułą, nie dają rady, załamują się absolutnie i do końca. Do takich życiowych pozerów natychmiast, nieodwracalnie, szybciej niż ustawa przewiduje tracę szacunek.
Jak się robi za twardziela, to się potem trzeba zaprzeć jak świnia w marasie (by Iwa) i dać radę. A jak nie, to nie trzeba było wciskać narodowi kitu i robić bliskich w bamboochę, że takim się jest problemogromcą.
Wniosek z tego jest taki, że cenię sobie umiejętność przyznania się do własnej słabości/nieporadności/kryzysu i nienawidzę kłamstwa. A w okolicy kręci się prau takich krętaczy i z dziką przyjemnością oczekuję chwili, aż im się misiom puchatym nóżka powinie… i jak nie piergolną! Posłucham trzasku łamanych kości z dziką przyjemnością.

1 komentarz: