…z Misiami Puchatymi. Tak jak mi pasowało, w poniedziałki, żeby nie bylo kosztem czasu smoczego. Dzięki temu poznałam Kuchareczkę Violeczkę i oświadczyłam Jej się na okoliczność ogórkowej, którą mnie uraczyła. Ożeszwmordęjeża co to była za zupa!!! Jest nadzieja, że na tych fikołkach z głodu nie umrę:) W temacie gastronomicznym mam też nowe mięso armatnie do nauczania – jedna para mi przybyła i cyrk się zrobił. Damy radę, tym bardziej, że jakoś tak zawsze sympatycznie trafiam.
Co tam ja. Za największy sukces uważam i tak fakt, że dwóch moich Misiów zapisało się do klubu TT i jest nadzieja, że będą z nich Maseraki. Zobaczy się.
A służbowo robię za powiernicę trosk wszelakich z tytułem „bo ty już przez to przechodziłaś” wygrawerowanym pismem niewidzialnym na czole. Na czuja to biorą ludziska, czy jak? No to wspieram i znajduję rozwiązania. Tak mam – najłatwiej jest doradzić komuś.
I przedpokój nabiera cech lokalu mieszkalnego a nie ruin i gruzów. Diaboł co prawda wieczorami wygląda jak Dziadek Mróz, tak Mu ta gładź robi dobrze na szpakowatość, ale co tam, jaki efekt będzie… już niedługoooo… ooooołooooo…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz