licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Jak sobie pomyślę...

…, że mogłam się zfrajerować, wydać pieniądze na kino i iść na taki film jak „Święty interes”, to mnie zęby bolą. Słusznie uważam, że polskie komedie są najlepszym środkiem depresogennym i powodują niekontrolowane wypróżnienia również z pozytywnych emocji. Matkokochano – kto daje fundusze na kręcenie takiego badziewia?! Z ostatnich lat „Lejdis”, „Rewers” i może „Nigdy w życiu”, z wcześniejszych „Psy”, „Tato”, dla odmóżdżenia „Sara” (Diaboł się ciągle zastanawia co ja w tym filmie widzę, a on mnie relaksuje po prostu), „Demony wojny” – może. Z dawniejszych „Nie ma mocnych”. A jeszcze przed? „Pasjami mogę oglądać Eugeniusza Bodo, Tońcia i Szczepcia, panią minister co tańczy i takie tam. W kolejce do oglądania czeka „Kołysanka”, reklamowana jako polska czarna komedia. Normalnie już się boję. Bo przy „Świętym interesie” wytrzeźwieliśmy wczoraj z Diabołem w bardzo nieprzyjemny i rozczarowujący sposób.

Za to po dzisiejszym „Jak wytresować smoka”, natchnieni pozytywną energią i wibracją, idziemy zwiedzać zabytki naszego miasta. Niech się dzieci czegoś nauczą, bo ja lekcję historii już odrobiłam. Tylko zebrać im się nie chce, chociaż pogoda cudna. Już dawno doszłam do wniosku, że własne dziecko i partnera życiowego powinnam wybierać na zawodach sprinterskich. Może wtedy nie mieliby problemu żeby za mną nadążyć? :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz