licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 6 listopada 2009

Od czasów Juchów...

…zwanych Niwami schudłam 4 kilogramy. Znaczy jest dobrze. Żarcie marchewek się oplaca, chociaż się może niejednoznacznie kojarzyć. Jeszcze tylko 2 z małym haczykiem i będę najboskiej najboskiejsza:)

APDEJT:
Rodzinny „Sezon na Misia” zaliczony. Smok owinięty różowym śpiworem, siedzący w bujanym fotelu, to kwintesencja Helplandu. Na stole popcorn, na ekranie miś i My – Rodzina.

APDEJT 2:
Kiedy wyszła w tej sukience to Prezesowi szczęka opadła. Matko jak ja Jej zazdroszczę takich nóg! Wyglądali na spiętych, skupionych, zestresowanych. Zatańczyli bezbłędnie, zatem próba generalna jutro o 17.00. A potem niech się dzieje wola nieba. Satysfakcja z dobrze wykonanej roboty jest tym większa im przyjemniej ogląda się efekt własnej pracy. Mnie było dziś wyjątkowo przyjemnie. Siedziałam sobie na krześle podanym przez Prezesa na moje pierwsze jęknięcie, że „siadłabym se bo mie nogi bolom” (gdzie się tak wychowuje nastolatków? ja tam poślę Smoka za jakiś czas na poszukiwanie męża), a więc siedziałam i uśmiechałam sie do siebie patrząc na nich. Dobrze, że tego nie widzieli, bo generalnie robię za straszliwie wymagającą zołzę, szalenie sympatyczną i owszem, ale wykańczającą ćwiczeniami. Jak na ten etap nauki, ten poziom i ten czas ćwiczeń – jestem zadowolona:) Dumna będę jutro, jeśli się nie pomylą:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz