licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 12 listopada 2009

Via Tragara...

…wygląda jak żywa. Wprawiam się, rozsnuwam wspomnienia, przeglądam stare zdjęcia. Magiczne miejsca, słoneczny blask wokół i we mnie. Teraz mam swoje magiczne miejsce na ziemi zupełnie gdzie indziej. I chociaż temperatura na dworze oscyluje wokół 5 stopni (a to nie jest to, co Cleosie lubią najbardziej), chociaż w tym kraju nie można kupić Mellanurc, chociaż nie mam pod reką lazurowych plaż, nic to – stworzę sobie. Rozstawiam sztalugi i po paru godzinach mam to, do czego rwie się cleosiowe serce.

I jeszcze zastanawiam się, jak to zrobić, żeby w poniedziałek iść już do pracy. Bo dostanę młodych, jak tu jeszcze trochę posiedzę.

Oraz na koniec zasypiam w fotelu bujanym w najważniejszym momencie filmu. Budzę się, przecieram oczy, a Diaboł siedzi obok się uśmiecha. No to zbieram zwłoki i idę w przerwie na reklamy obmyć boskie ciało, po to, żeby wrócić na samą końcóweczkę filmu. W końcu i tak widziałam go jakieś piętnaście razy. I przecież naważniejsze jest to, że oglądamy ten film razem, że nie muszę szukać Go na ósmym hektarze, kiedy chcę się przytulić. Mam Go na wyciągnięcie ręki…

1 komentarz:

  1. Koleżanko „Makaroniaro”, siedź grzecznie w domu i się kuruj:)
    Marzenia o Capri dobrze Ci zrobią!

    OdpowiedzUsuń