licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 29 maja 2010

Klikając...

…”Przejdź do edycji bloga” zaczęłam się zastanawiać, co ja właściwie chciałam napisać? Pustka w głowie. Do urlopu 28 dni. Czekam. Czas dzielę między wyznawanie miłości i myślenie o nienawiści. I czekam. TVP1 chciała mi zrobić prezent, puszczając wczoraj „Dom Latających Sztyletów”, o którym nie dalej jak tydzień temu mówiłam, że znowu bym obejrzała. Prezent się nie udał, bo suszyłam krochmaloną spódnicę. To raz. A dwa dobry dramat rusza mnie tylko raz. Wyjątek stanowi „Love story” w wersji czytanej. Special thanks to Dziobak, za to, że w dowolnej chwili mogę się wzruszyć. I tak sobie pomyślałam właśnie, że nawet dedykacja sprzed lat, pisana w zupełnie innych okolicznościach, dla zupełnie innego zakochania teraz jest aktualna PRAWDZIWIE. Może?

Do urlopu 28 dni. Czekam. I borykam się z Dużego „podnoszeniem na duchu”. Jest w tym mistrzem. Jakby ktoś potrzebował, żeby go dobić bez znieczulenia zapraszam do mojego Ojca. Wypożyczę Go nawet za darmo. A z drugiej strony wiem, że jakbym potrzebowała czegokolwiek to leciałby mało sobie nóg nie połamał, bo córuniuniuniunia potrzebuje. Facetów naprawdę trudno zrozumieć, nawet jeśli przeżyło się z nimi już 32 lata. Tfu.

Potrzebuję szpadla między oczy. Mocno i treściwie i żeby bolało. Terapie wstrząsowe działają  skutecznie, dlatego postanowiłam zabrać od MJ listy i przeczytać je raz jeszcze. Żeby poczuć co mam i gdzie jestem. Żeby się odbić od tego mułu na dnie. Dobrze, że nocą obejmują mnie ramiona. Chociaż snów to nie zmieni. Muszę te listy… muszę, choć to nie będzie miłe.

Matko jaki tu burdel w tej notce. Nie będę robiła porządków. Niech jest, jak jest.

Autoanalizę prowadzę w listach do Who. Jak Ona to znosi doprawdy nie wiem. Egoistycznie zaspokajam moją potrzebę pisania listów papierowych i robię sobie pranie mózgu, detoks, czy jak tam zwał. Ostatnio wyszło mi 8 stron A4 maczkiem. Teraz? Hmmmm, ciągle piszę w każdym razie. Muszę znaleźć sobie cennik poczty i obliczyć cenę znaczka dla listów o koszmarnej wadze. Koperta pęcznieje.

Pelargonie na balkonie się rozrastają. I wrzosy. I zrobiłam wczoraj ozdoby na drzwi – walentynkowe i wielkanocne. No bardzo proszę piętrolnijcie mnie czymś ciężkim. A jakże. Dzięki temu może się otrząsnę nieco z tego zawieszenia. Na sztalugach stoi kolejny pomysł na… W głowie rysuje się kształt niepewny jeszcze, takie niespokojne pociągnięcia pędzla. Dam mu chwilę, niech się biedaczysko uspokoi, nie można go z wyobraźni wyciągać w takim stanie. To byłoby niewybaczalne.

Idę, przygotuję kreację i dla siebie, w końcu piknik w przedszkolu ważna rzecz. Wydarzenie miesiąca rzekłabym nawet.

1 komentarz:

  1. … to fajowo, że dedykacja sprzed lat nie straciła na ważności ;)

    OdpowiedzUsuń