…do Pszczyny przywieźliśmy masę zdjęć i rozległą wiedzę, serwowaną przez Małego Johna.
W pokazowej zagrodzie na żubrów Matka Moja stwierdziła, na widok daniela, że „klempa to jest samica łososia.” Okej, nie bądźmy drobiazgowi. Ale jak na widok żubrów karmionych jakimś obrokiem z wiadra, w ilości 1 wiadro na 6 żubrów oświadczyła, że „tyle żółwiów jedym wiadrem opędzić to jest wstyd”, to udaliśmy się w kierunku auta, żeby już nie ponosić odpowiedzialności za Jej bredzenie.
Bywa.
Poza tym mnie się podobał jeden piec i biblioteka, MJowi balkon, Diabołowi portret pewnej damy dokładnie w Jego guście:P, a Smoku to się najbardziej podobały pamiątki, w tym katany – takie to kurna pszczyńsko przaśne.
I mam świra na punkcie robienia zdjęć kwiatom. Oraz ludziom w kwiatach, zatem zrobiłam wianek dla Diaboła, który to był uprzejmy poparadować w nim chwil parę po parku niczym koronowany von Gluppen-Struppen.
I ludzie na nas jakoś dziwnie patrzyli – już bez tych wianków i nie mam pojęcia dlaczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz