licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 31 października 2010

Refleksja poweselna...

…jest taka, że od stycznia, albo lepiej – od zakończenia remontu salonu będziemy tu uprawiać lekcje tańca. Bo najgorzej, jak się komuś wydaje, że te weselne wygibasy potrafi tańczyć. To się kończy potem MOIMI połamanymi palcami u rąk, MOIMI podeptanymi stopami, MOIMI naciągniętymi rękami goryla i MOJĄ lekką frustracją:) Umówmy się, że wszelakie inne rytmy nieweselne, a dyskotekowe, w pełnym kontakcie tańczy nam się doskonale – Diaboł rusza tyłkiem niezgorzej i doprawdy można zamknąć oczy i dać się ponieść. Ale walczyki? Dwa na jeden? Masakra:) Inna sprawa jest taka, że z obserwacji wynika, że weselne podrygi najlepiej wychodzą pokoleniu naszych rodziców. Nawet jeżeli wygląda to czasem jak naciąganie prania, albo inne małpie zaloty, to bawią się w rytmie, coś tam mieszają nogami i doskonale się przy tym bawią. Nasze pokolenie drobi w miejscu i modli się, żeby na weselu zamiast orkiestry był DJ. A tu dupa moi mili:) Można oczywiście wziąć partnerkę na ręce chwytem strażackim i wypiętrolić się z nią na parkiet. Można również zafundować jej pierdylion obrotów, żeby swoim nieskoordynowanym ciałem wkomponowała się w stół, straciła równowagę, doświadczyła kontaktu bezpośredniego z ziemią i zerwała pasek w bucie. Może w końcu samemu uprawiać lansowanie w dupie za przeproszeniem mając co aktualnie robi partnerka. Można, ale nie ze mną:) Bo ja jestem  w tym zakresie wymagająca, wiem. Począwszy od tego, że nie lubię „wiosłowania” łapkami w tzw. ramie, splecionych romantycznie palców w obrotach, skończywszy na tym, że nie lubię prowadzić. Tia… partnerów, którzy nie mierzą sił na zamiary odsyłam grzecznie do stolika. Wredne to i niesympatycznie, ale tak mam (chociaż uczciwie przyznaję, że akurat wczoraj mi się nie zdarzyło, ale na wyjeździe firmowym integracyjnym na przykład, owszem – raz). Wychodzę, być może z mylnego założenia, że skoro taniec to moja pasja, skoro mam świra, to powinno mi to sprawiać przyjemność. A skoro powinno to nie widzę powodu, żeby się z jakimś gorylem, co pląsa chaotycznie męczyć na parkiecie. Konsekwencja taka:) Tym sposobem poza własnym Diabołem, który zadeklarował chęć pobierania nauk, obtańcowałam również JB, który z kolei walnął mi  komplementem roku pt.: „to że ty umiesz tańczyć, dodaje facetowi pewności siebie.” Tiaaa, chyba takiemu po znacznej ilości Ballantinesa, czy tez innej czystej, który totalnie już nie widzi różnicy:) No ale wybawiłam się, pomimo lekko wyłamanych palców naprawdę super. Bo jeszcze poza tym, jak się tańczy ważne jest z kim. A mnie się wczoraj trafiło dwóch samców, z którymi w ogień i wodę, do tańca i do…. nieeeeeee na różaniec z nimi nie pójdę raczej:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz