licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 14 maja 2011

Najpierw...

…o mało nie zemdlałam, co w sumie nie byłoby takie najgorsze, bo pozwałabym galerię handlową za roztrzaskanie czaszki o posadzkę. I bylibyśmy bogaci. Niestety jestem twarda, niezniszczalna oraz wyjątkowo wytrzymała i dlatego nadal jesteśmy ubodzy – niekoniecznie w duchu.

Potem kupiliśmy rolki dla Diaboła, bo reszta już ma. Będziemy jeździć rodzinnie, przy czym w miarę potrafi tylko Smok. Obsi zadeklarowała pomoc, instruktaż, treningi i lekcje dla paralityków. Nie jestem pewna czy była wtedy trzeźwa, bo o pełnię władz umysłowych się nie martwię – na pewno nie ma. Jak to przeżyjemy nie bardzo wiem, ale w końcu nadzieja umiera ostatnia. Nadejdzie taki czas, że będziemy niczym „czy szczały” śmigać, nieuchwytni dla oka i radarów. A co:)

Potem wpakowałam przy pomocy Diaboła stół na 8-10 osób do Wiśni i odwiozłam do Dużego. Wypakowałam przy pomocy Red Bulla, który się był akuratnie napatoczył. Nie ma to jak być wątłą niewiastą (co jest totalnym zaprzeczniem twierdzenia z pierwszego akapitu niniejszego tekstu, ale co tam).

Teraz czekamy na Who.

A potem mamy Noc w Muzeum. Więc idziemy. zabierzemy krakersy, napoje i będziemy się szlajać od budynku do budynku. taki jest plan. No chyba, że Smok zaśnie i odmówi wstawania w środku nocy.

1 komentarz:

  1. „czy szczały” ochraniacze na dupeczki zakupiły?? :D
    choć jak pamiętam masz takie majteczki, co miały jako zasłony robić, ale ewentualnie można je czymś miękkim wypchać…

    OdpowiedzUsuń