licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 31 grudnia 2011

Jak mnie...

…wpienia roszcząco-nakazująca postawa Dużego, który nie prosi, nie pyta „czy możesz”, tylko „zrób, znieś, przyjdź, przykręć.” No kurwa i musisz lecieć człowieku na złamanie karku, zostawiać wszystko i gnać, mało nóg nie połamiesz, bo „przynieś mi.” I dobra, pomaga mi, jest na każdą prośbę, spełnia zachcianeczki córeczki, ale mógłby od czasu do czasu powiedzieć „proszę” i „dziękuję.” Korona by Mu z wielkopańskiego łba nie spadła i żyłka w dupie nie pękła. I ja wiem, że On się za mnie pokroić da i na uszach stanie, żeby dzieciąteczku zrobić dobrze, ale łojezu! No jak mnie to wpienia!
Do tego spotkałam dzisiaj chyba w aptece Tatę Marchwiaka i nie poznałam chłopa, przez co nie powiedziałam Mu „dzień dobry”, przez co z kolei czuję się jak cham bez szkoły. Najchętniej zadzwoniłabym i przywitała się po czasie przez telefon. Nie lubię takich sytuacji. Jak Marchwiaku będziesz się widziała z Tatą, to Mu powiedz, że to byłam i ja i że ja Mu „dzień dobry”.
Diaboł organizuje Sylwestra. Poszedł do sklepu, przyniósł chipsy, wafelki, dwa piwa, wino, żoładkową gorzką – fuj. Postał w przedpokoju, postał.
D: Cleoś, idę do sklepu jeszcze raz. Zapomniałem szampana.
Niech mnie ktoś przytuli.
Poszedł. Wrócił.
D: Panie w sklepie mnie zbluzgały, jak im powiedziałem, że skleroza nie boli i szampana zapomniałem, to nie mogły uwierzyć, że najważniejsze mi umknęło.
No ja mogę.
W planie jest nie wiem co, bo Diaboł organizuje Sylwestra, a póki co rżnie ze Smokiem w Nos Tale. Przy czym Smok biega po chałupie z okrzykiem „Mamo, mamo to jest najlepszy dzień w Nos Tale, bo dzisiaj! w Sylwestra! dostałam drugiego pomocnika i mogę mieć teraz dwa zwierzątka.”
Nie kumam euforii, ale nic to – widocznie to coś wyjątkowego.
Podsumowania?
Nie chce mi się.
O, na dobry koniec Starego Roku skończyłam obraz. Wreszcie, bo jeszcze chwila i pajęczynami by porósł.
Postanowienia?
4 do 5 kg w dół. Nie ma siły – muszę.
Reszta jakoś się sama ukula.
A to oznacza, żadnego pieczywka, żadnej paniereczki, kluseczek i ziemniaczków.

A poza tym co?
Jutro Koncert Noworoczny z Wiednia i łyżwy z Obsi i Marti. I otóż dla potomności: na tym koncercie to ja kiedyś będę osobiście w Wiedniu. I na łyżwach nauczę się jeździć.

2 komentarze:

  1. Howk!Do Sali Wiener Musikverein zgłaszm akces! Mam dokładnie taki sam plan:)

    OdpowiedzUsuń