licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 15 listopada 2005

Miałam się nie przejmować...

…tak??? Olewać naród i potrzebujących, tak??? Udało mi się przez parę godzin.

Z wizytą u Małego Johna i Dużego. Dzwoni Buniu brat Małego Johna, że drugi brat cośtam-cośtam. Wywnętrza się przez ten telefon, widzę jak Małemu Johnowi kąciki ust opadają tworząc lekko wkurzoną podkówkę. Odkłada słuchawkę, realcjonuje rozmowę, mówię „Olej to. Co masz zrobić, lecieć z pomocą? A może rozwiązać za Bunia problem? To tak samo jego brat jak i twój.” Szlag mnie trafia na ludzką bezmyślność, ale nic to, twarda jestem, na bok się czeszę, nie będzie Buniu pluł nam w twarz ni dzieci nam łonacył. Wkurzam się, ale asertywność trwa. To mój wujek co prawda i jeden i drugi, ale rodzinne awantury rodzeństwa Małego Johna znudziły mi się już jakiś czas temu. W nosie to mam i to samo radzę Małemu Johnowi.

Wracam od Rodziców wieczorkiem, Smok w wózku macha łapami na wszystkie strony i gęga. Na chodniku, zwinięty w kłębek leży mężczyzna. Trup, pijany – nie wiem. Ręce mi kostnieją z zimna. Mrozu nie ma, ale dlaczego ma spać albo umierać na ulicy? Ulicą przejeżdża radiowóz. Nawet nie zwalnia. Za nim ambulans – to samo. Telefon. Niech go zabiorą na izbę, do szpitala, gdziekolwiek, ale niech tu nie leży, bo go jeszcze skopią te wyrostki, co to ich mijałam chwilę temu. Nie czekam na policję, bo Smok marudzi, ale oglądam się za siebie przynajmniej 15 razy. Nadal leży i mam nadzieję, że nie dostanie nagle przypływu sił witalnych i nie wstanie tylko po to, żeby przewrócić się w miejscu, gdzie wezwana policja już go nie znajdzie. Cholera. Gdybym była sama, bez dziecka…

Tiaaa. No i to tyle jeśli o nieokazywanie pomocy chodzi. Dziwne. TE sprawy rodzinne zobojętniały mi całkowicie. Kto chce niech się zapije, kto chce niech się zasnobuje, kto chce niech kłamie na potęgę. Zwisa mi to. Ale człowiek leżący na chodniku, podczas kiedy ja za chwilkę będę w nagrzanej łazience kąpała Smoka, zwyczajnie mnie rusza i nie potrafię przejść obojętnie.

Do tego Grzech namawia na „Prześladowcę” nagranego jakiś czas temu. Opatuleni kocem, wbici w kanapę oglądamy. Najpierw wyłamuję Grzechowi palce, potem wbijam pazury w jego przedramię niemal wyrywając żyły. Chcesz zapalić kochany??? Musisz sobie poradzić jedną ręką, bo tej drugiej ja nie puszczę za Chiny Ludowe – ze strachu. Film się kończy i Grzech stoi pod drzwiami łazienki czekając aż zrobię co się robi w łazience i pilnując, żeby mnie nie zaatakował szalony kierowca wielkiej ciężarówki. No tak mam i nic na to nie poradzę. Po każdym oglądnięciu dobrego horroru nie wchodzę do ciemnego pokoju, nie poruszam się po mieszkaniu bez towarzystwa chociażby psa, kąpię się przy otwartych drzwiach łazienki i w ogóle dostaję spazmów przy każdym szeleście.
Tak. Nigdy nie mówiłam, że jestem całkowicie normalna.

A błękitna bielizna działa na mnie kojąco:)))

2 komentarze:

  1. „Prześladowca” ?? Czy to jakiś dobry film? Hmm… chyba muszę obejrzeć :)Jeśli lubisz choć troszkę sztukę to Cię zapraszam na http://mervol.glt.plPozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja mam dokładnie to samo po horrorach

    OdpowiedzUsuń