licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 4 listopada 2005

Poznałam Go...

…cztery lata temu na Otwartych Mistrzostwach Polski w Aiki Ju-Jitsu. Prowadziłam turniej a On przyjechał z Azerbejdżanu. Wyglądał tak, że gdybym Go spotkała w ciemnym zaułku spinkalałabym gdzie pieprz rośnie. Pokireszowana twarz, wybite dwa zęby, wstawiony złoty – typowy bandzior. Ciało wygimnastykowane do granic ludzkiej wytrzymałości. Przyjechał zwyciężyć – pokonał Go młodszy z Moskwy. Razem z synem robili pokaz walki na noże – krew w żyłach się mroziła. On krępy, czarnowłosy, czarnooki z zaciętością wymachujący ostrzem przed twarzą czarnookiego, czarnowłosego 9-latka. I ten 9-latek atakujący po to, żeby pokazać jak zabić. W przerwie, w kawiarni okazał się miłym człowiekiem, mądrym życiową mądrością nabytą w zaułkach Baku, na matach walk amatorskich za pieniądze, w kraju, gdzie przeżywają najsilniejsi i najsprytniejsi i ci, którzy potrafią posługiwać się nożem lepiej niż inni. On potrafił. To Go zgubiło. Po turnieju wrócił do ojczyzny i w bójce ulicznej zabił człowieka. Ten, który opowiadał pięknie o azerskich krajobrazach i z miłością o rodzinie i kraju. Ten, który delikatnie głaskał głowę syna tuż po pokazie. Spędził w więzieniu dwa lata. I dalej był mistrzem noża. To widocznie nie podobało się młodszym, chcącym Jego tytułu mistrza. Zamordowali Go podrzynając od tyłu gardło. Tchórze. Gdyby stanęli z Nim twarzą w twarz nie mieliby szans. Tymczasem nawet nie zdążył wyjąć swojego noża – srebrnego z inkrustacjami z masy perłowej. Noża nie zabrali… z szacunku dla Jego mistrzostwa. Paranoja. Z tym nożem Go pochowano. Jego syn teraz 13-letni jest teraz mistrzem juniorów. Najlepszym. Czarne oczy z zawziętością śledzą ruchy pzeciwnika na macie, po to, żeby zadać ten jeden jedyny kończący walkę cios. Gdyby znalazł morderców ojca zabiłby z zimną krwią i po mistrzowsku – jestem tego pewna.
Dowiedziałam się dzisiaj… To był naprawdę wyjątkowy człowiek…

1 komentarz: