…żeby pozbyć się tego tornada, które we mnie siedzi?
Proponuję jak zwykle konwencjonalne metody.
Wczoraj:
- godzina radosnego uprawiania aeroboxingu do „Kanikuł” na okrętkę i wciąż, aż Smok nauczył się tekstu po rusku,
- dwie godziny piany jeżynowej i wrzątku w wannie,
- „Na Złotej Górze” czytane na zmianę z konwersacją z Wilczkiem,
- 10, słownie: dziesięć godzin snu.
Dzisiaj:
- dwie godziny basenu ze Smokiem,
- masaż rozluźniający obręcz barkową ot tak se, jakby nie było w ogóle napięta do granic możliwości,
- końplement wszechczasów „Masz niesamowicie miękkie palce” – no mam i co?
- perspektywa wieczoru i nocy.
Taka kompilacja sprawia, że tornado zefirkuje i nawet nie muszę się specjalnie wysilać, żeby się uśmiechać do narodu. Z drobnym wyjątkiem….
hm… a wiesz, że świat nie jest czarno-biały?
OdpowiedzUsuńOna nie dopuszcza do się tej myśli:))
OdpowiedzUsuńWiem, bo próbowałam, ale….
chyba nie warto gasić tego słoneczka.
Jak wszystko w życiu ma to swoje dobre i złe strony…Niebezpiecznie jest tylko nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji…
OdpowiedzUsuń…ależ wiem i zdaję sobie sprawę.Ktoś mi przypomniał ostatnio serial taki, niby śmieszny, niby ironiczny…„Dzień, w którym przestaniesz chcieć będzie dniem twojej śmierci. Będziesz mieć więcej niż inni ludzie, ale nigdy nie osiągniesz spełnienia.”
OdpowiedzUsuńAlly McBealNie muszę mieć więcej, chcę MOJEGO spełnienia.
Życzę Ci tego, ale mój Ty Złotousty, odczucie tego jest niemożliwe!
OdpowiedzUsuń