licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 18 maja 2008

Dzisiejszą notkę...

…sponsoruje hasło „JESTEŚMY NAJBOSKIEJSZE!!!”

Pojechałyśmy ze Smokiem na naszą łączkę w celu opalowywania ciał. Stoimy na światłach, na pasie obok zielone Kawasaki dosiadane przez Pana.
Smok: PUK PUK (w szybę)
Pan: (odwraca się)
S: (macha łapkami i się cieszy)
P: (podnosi szybkę i się uśmiecha) WRZZZZZZZZZZZZZZZZZIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII (gazuje jak oszalały)
S: (macha dalej)
P: (odjeżdża na jednym kole)
S: (z uśmiechem) Ten pan mnie chyba lubi.

No ba. Tak czterolatki wyrywają Panów Na Szlifierkach. Po kim Ona to ma, to ja doprawdy nie wiem, ale jak mi przyprowadzi do domu takiego typa w kasku, to zabiję. Jeszcze nie wiem, które z nich, ale jakiś trup padnie na pewno. I nawet wiem kto mi pomoże:)))

Zachmurzyło się, więc zbieramy się do domu.  Smok niesie Smoka Sapcia i laptoka, ja koc i torbę i kwiatki, które mi zebrała. Ta sobie idziemy, żaden cymes, umorusany potwór i matka polka w bojówkach, bez makijażu, nieco rozczochrana wiatrem. Jedzie Trzech Na Rowerach.
Jeden Z Trzech Na Rowerach: O jezuuu, ooooo widziałeś to?? (się odwraca)
Smok: (pakuje się do Cherry Devilka)
Cleos: (włazi za Smokiem w celu unieruchomienia w foteliku)
TNR: (przejeżdża oglądając się i coś tam mamrocząc)
C: (cofa, wyjeżdża, mija TNR)
TNR: (posyłają buziaczki w stronę ekhm proszę ja Was Kierowczyni znaczy mła)

No to im pomachałam, niech się cieszą. W końcu to nawet miłe, że lecą na mnie szczenięta na oko patrząc o dekadę młodsze:) O matkopolkoicórko – o DEKADĘ – jestem stara!!!:)))

Wracamy sobie, w radio:
„Un, Dos, Tres

Un pasito palante

Un, Dos, Tres

Un pasito patras

Aunque me muera ahora maria

Te tengo que besar”
więc każda tańczy w Devilku jak może. Smok bardziej, ja mniej trochę, bo jednak no ten… no prowadzę, tak? Uśmiech od ucha do ucha, bo rytm, bo „Asi es maria, blanca como el dia pero es veneno, si te quieres enamorar”, bo słońce złapane w błysk oka, bo skóra błyszczy od oliwki i pachnie migdałami, bo dobrze jest chociaż usłyszeć z samego rana, kiedy zobaczyć nie można. Efekt? Autobusiarz jadący z naprzeciwka nam pomachał, tak sam z siebie, chyba do tych uśmiechniętych pysków.

I wiecie…wystarczy trochę Słońca, tak ogólnie – w pogodzie, w życiu, w myśli. Przyznaję – jestem Słonecznicą…  I już Ci nie powiem „nie mów do mnie Słonko”…

1 komentarz:

  1. ten blask, słoneczność i uśmiech przenoszą się nawet na czytających bloga :) tiaaa…

    OdpowiedzUsuń