licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 25 maja 2008

Sobota...

…wędrowna…
Najpierw zakupy, na których drzemy się do siebie z Who przez całą długość sklepu, Kudłata i Klucha grają w berka między wieszakami, a On mi mówi „bierz te spodnie kochanie, gwarantuję ci, że schudniesz” i uśmiecha się diabelsko. No to biorę, chociaż parę miesięcy temu w życiu nie zdecydowałabym się na taki ryzykowny zakupowy krok – ale skoro mówi, że schudnę, to pewnie schudnę i bynajmniej psze Państwa nie zamierzam się głodzić, o co to to nie:) Jeszcze jakieś bluzeczki dla Smoka, żeby nie było, że wyrodna ze mnie maciora i gnamy dalej. Who klepać kotlety, my… ekhe w swoją stronę nazwijmy to oględnie. I tak owszem, wyciągnięcie Go na zakupy z Who świadczy o tym, że tęsknię za normalnością, za pierdołami z gatunku „patrz no kurde w tej spódnicy wyglądam jak beza” – w przymierzalni oraz takimi jak parzenie rano dwóch, a nie jednej kawy, jak poranne otwarcie oczu i zobaczenie diabła uśpionego, jak cokolwiek co robi się na codzień i co daje poczucie bliskości. Dobra, jestem niepoprawną romątyczką, czy tam blog wie kim, trudno, potrzeba mi tego jak powietrza
Konkluzja zakupowa pierwsza jest taka, że pojechałam po spódnice, a wyszłam z dwoma parami spodni, bluzką, T-shirtami oraz spódnicą, a jakże jak najbardziej, ale taką, w której mogę wyłącznie odgrywać rolę niegrzecznej uczennicy pt „niech mnie pan postawi do kąta” + białe podkolanówki. Tiaaa.
Konkluzja zakupowa druga jest taka, że wynalazłam bluzkę, przymierzyłam, podałam Who do przymierzenia i ta cholera wygląda w niej trzy razy lepiej niż ja. Więc kupiła. I w związku spożywczym będzie miała osiem razy większe branie niż obecnie ma, co dobrze wróży Jej boskim biodrom i reszcie. Przywdziała otóż Who tę bluzkę w domu, w celu prezentacji i pognała w podskokach do lustra i jak pragnę zdrowia wyglądała jakby miała jakies 23 lata. No serio, serio. Mam kurna oko i Who nie ma wyjścia musi kochać mnie za wynajdywanie takich perełek, nawet jeśli najpierw mówi „nie pozwól mi kupić nic różowego”, a potem wychodzi ze sklepu z 4 różowymi bluzkami, w tym jedną znalezioną przez mła, co to Jej miała pilnować.

Popołudnie, noc i poranek spędziłyśmy u Who. Błyskawiczne ciasto Who robi prawie dwie godziny, ale w międzyczasie porusza 345 tematów istotnych, więc jakby wiadomo, że nie da się jednocześnie wbijać jajek i rozmawiać o życiu. Ciasto wyszło wyśmienite, zeżarłyśmy całą formę do limoncelli i alkoholu zwanego przez Who „ciasteczkami”. Mniam. Zakończyłyśmy konwersacje o 02:27  zgodnym wnioskiem, że w większym towarzystwie ta rozmowa wyglądałaby pewnie zupełnie inaczej. Tak samo szczerze jak sądzę (bo nie mamy w zwyczaju owijać w bawełnę i piergolić od rzeczy), ale bardziej stonowanie, a to już nie to samo, nie w tym sęk i nie o to loto. Co nie zmienia faktu, że następnym razem mam nadzieję przyjechać już w pełnym składzie rodzinnym, walnąć się na leżaczek i niech dzieci tratują te bzy i piwonie whoeverowego małżonka, a my będziemy się rodzinnie byczyć i mieć to w nosie. Na pohybel mu!
W telefonie odezwała mi się „Oragne poczta głosowa po usłyszeniu sygnału…” itd. Więc zostawiłam tę wiadomość i poszłam spać przytulając się do pachnącego ciepłem Smoka… Obudziło mnie słońce na twarzy… Widać słońce jest we mnie wpisane:)))

1 komentarz: