licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 22 maja 2008

Miałam piękny...

…sen. Słoneczno-morski, pachnący solą i szczęściem, kiedy idąc brzegiem morza czuje się zimną wodę omywającą stopy i wiatr we włosach i promień słoneczny w oczach. I uścisk dłoni… Obudziłam się i w ostatniej chwili powstrzymałam od powiedzenia na głos „wiesz, śniłeś mi się”, bo nie miałam do kogo. Słowa poszły w  świat SMSem. Tymczasem ja od rana milczę, wyduszam z siebie pojedyncze słowa jak szczeknięcia  wściekłego psa i łatwo przychodzi mi tylko powiedzenie „kocham cię Smoku”, na co niezmiennie słyszę wykrzyczane w biegu za piłką „ja ciebie też mamusiu”. Spokój kończy się wraz ze snem, w którym mogę patrzeć do woli, aż do zobaczenia granatowego obłoczka nad głową, w którym mogę skupić się na grymasie twarzy, na ruchu ręką, na tembrze głosu. Spokój kończy się w sekundę po przebudzeniu i wracam do wpatrywania się w półki i myślenia jak to spakować, do rozpatrywania w kategoriach zabrać-zostawić, do dywagacji wojna czy pokój, do rozważań z gatunku jak to zrobić, żeby Smok nie ucierpiał i On miał to na co zasługuje, co chcę Mu dać. Jak wykroić czas, gdzie znaleźć odpowiedź na pytanie „czemu wujka nie będzie”, jak ominąć burzę na dźwięk tego pytania, jak pokonać strach być może irracjonalny, jak powstrzymać łzy złości na cholerne życie, któr znowu mówi mi „wiem, że  chcesz, ale ci nie pomogę”, jak sobie tłumaczyć, jak Jej wytłumaczyć, jak mówić i co, żeby stan rozstania z klasą utrzymał się do końca. Lawiruję między prawdą a delikatnością, żeby osiągnąć swój cel, balansuję na granicy dyplomacji i wywrzeszczenia prosto w oczy, że daj mi spokój, nie mów, nie bądź miły i nie udawaj teraz ojca doskonałego.  Otaczająca mnie rzeczywistość tego domu przestała mieć wymiar właściwy, zmieniła się w rzeczywistość do przeniesienia – logistyczno-zadaniową jak, kiedy, czym i czy dam rade sama wystarczająco szybko to spakować. Już nie ma innych myśli. Jeden zakątek umysłu poświecam jeszcze na utrzymywanie atmosfery na tyle normalnej, żeby Smok nie miał poczucia zmiany na gorsze, żeby odczuła jak najmniej, żeby nie zrobić Jej krzywdy. I zostaje jeszcze jedno miejsce w głowie na myślenie o tym, jak pogodzić to wszystko z chęcią przebywania, jak wyszarpać czas, żeby móc chwilę odetchnąć, żeby spędzić czas z Nim, żeby go miał jak najwięcej, żeby nie  było niedosytu… Na szczęście nie zostaje mi już ani kawałka wolnej myśli na zastanawianie się nad sobą. Zaciskam zęby i przeżywam kolejny dzień i tylko sekundę po przebudzeniu, kiedy nie mogę powiedzieć „dzień dobry” robi mi się tak jakoś parszywie…

2 komentarze:

  1. na mnie możesz liczyć w zakresie: samochodowo, logistycznie, czasowo, siła rąk (choć pewnie nie wielka), opierdolić Cię też mogę w ramach pomocy…jakbyś za bardzo marudziła :)) w innych kwestiach też możesz liczyć, ktorych tu nie wymieniłam bo zapomniałam pewnie… poza kwestią o której kiedyś rozmawiałyśmy… ale mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby….DASZ RADĘ

    OdpowiedzUsuń
  2. … no i jakbyś jeszcze kota chciala to też mogę pomóc

    OdpowiedzUsuń