licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 26 października 2005

Niespodzianki każdy lubi...

…więc sobie trochę wczoraj poniespodziankowałam.

A little bit of love affair – niespodziewanka dla mnie. Oczęta wpatrzone, zachwyt niemy i wyrażony werbalnie, wzdychanie i ogólny ślinotok. Generalnie rzecz biorąc fajnie jest się podobać i wiedzieć, że to nie pic na wodę w celu „przelecieć-porzucić”, jeno szczera zadyszka na widok mła. Tiaaa, chociaż nie ukrywajmy i bądźmy szczerzy o przelatywanie też chodzi i jak sobie TO przypomnę to O MATKO!!! I te słowa niebezpieczne „spotkaj się ze mną”. No nie mogę, no, ale posłuchać miło. Chociaż kto wie???

Nr 2 na liście zaskakiwaczy – po 7 latach niekontaktowania odnalazłam znajomego. Zaczepiając na gg obcych ludzi, wpisując „Brenna” w wyszukiwarkę kontaktów w końcu trafiłam na Jego przyjaciela. Pogadaliśmy jak nigdy dotąd. Zdobyłam zastrzeżony telefon domowy, komórkowy, nr gg i emilka. Mnie po prostu nie moża odmówić:))) I tym sposobem wieczorem wysmarowałam emilka, posłałam i już widzę Jego szczękę opadniętą na panele podłogowe w jakimś mieszkanku w Krakowie. To była kiedyś super znajomość – platoniczna wyjątkowo, bo On jest 4 lata młodszy. Pisałam Mu listy miłosne do wybranek Jego serca, uczyłam całowania, chodziliśmy na imprezy, na które Jego mama puszczała Go tylko dlatego, że szedł ze mną (o gdyby wiedziała), przegadywaliśmy całe noce leżąc w łóżkach po ciemku, tłukliśmy się na podłodze i łaskotali aż do domemtu dostania czkawki. To jeden z takich znajomych, któremu bez cienia rumieńca pokazałabym nowozakupioną erotyczną bieliznę, w celu ocenienia przez Niego czy rusza facetów:))) Tamte czasy nie wrócą na pewno, ale może uda się odbudować te kumplowskie realcje. O ile po tym emilku nie zatłucze mnie Jego kobieta:)))

Nr 3 – idziemy dziś do naszej Cioci Rehabilitantki, wyjątkowo nie w celu zbadania symetryczności kolców biodrowych, tylko po to, żeby Jej zanieść bukiet z liściowych róż. Obiecałyśmy ze Smokiem, że dostanie, ale pewnie i tak się zdziwi. Nie wszyscy jeszcze przyswoili, że u mnie „słowo droższe od pieniędzy”. Niech ma i Ona niespodziankę.

Nr 4 – Smok przespał 10 godzin, co oznacza, że ja nieprzerwanie od 23.30 do 5.05, a potem jeszcze drzemanko. Chyba w końcu stwierdziła, że da mi dychnąć trochę. Ad augusta per angusta, jak mówią starożytni Indianie. Było ciężko, ale może teraz już będzie dobrze i więcej takich niespodziewanych spokojnych nocy Smok nam zafunduje.

Nr 5 – szykuję niecodzienny prezent dla Grzecha. Ponieważ nasz livingroom Grzech wytrwale zdobi totemami indiańskimi i maskami plemion różnych postanowiłam bez Jego zgody/wiedzy zdobyć oryginalne meksykańskie indiańskie cacko. Szanse powodzenia misji oceniam na jakieś 80%. Nie, nie szukam rękodzieła wysyłanego seryjnie za granicę w celu „ucieszyć naród koralikami”. Szukam czegoś zrobionego w domku w górach, wyjątkowego, jedynego – i znajdę jak mi blog miły:)))

Nr 6 – 6 słoików sosu pomidorowego, 5 słoików sałatki ogórkowej, 4 słoiki marynowanej papryki. Mały John kocha nas bardzo:)))

Nr 7 – pan od naprawy piecyka gazowego przyszedł punktualnie, naprawił co trzeba, skasował 80 PLN czyli przyzwoicie i do tego był wysokim, zbudowanym brunetem dokładnie w moim typie (Who – dokładniusieńko, a myślałam, że tacy nie istnieją) i uśmiechał się słodko i boskim głosem rzekł na koniec „dobranoc” patrząc mi w oczy. O MAMO!!!

Być może to będzie dobry dzień.

2 komentarze:

  1. To ja poproszę jeszcze takiego jednego dla mnie. Dokładnie w moim typie, żeby był :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czy Grzech ma coś wspólnego z PRPI?
    to w związku z tymi indiańskim cackami…

    OdpowiedzUsuń