licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 6 października 2005

Oduczam Smoka nocnego...

…budzenia-jedzenia. Idąc za radą Calenduli zakupiłam książkę „zaklinaczki dzieci” Tracy Hogg. Przeczytałam. W większości książka wydała mi się zbiorem oczywistości, które każdemu rozsądnemu i odpowiedzialnemu rodzicowi znane są ot tak, po prostu. Aż dotarłam do stron, gdzie autorka opisuje walkę rodziców z maluchem, który budzi się co godzinę na jedzenie. No, jakbym widziała mojego Smoka-Potworzoka, tyle tylko, że co 2-3 godziny. Przeczytałam, przemyślałam, zastosowałam.
Dziś minęła nam pierwsza noc bez jedzenia. Smok wykąpany o 19.40, zjadł tylko 100 ml kaszki. Myślę sobie, trudno będzie Sajgon.
Obudziła się o 23.00. Polazłam do łóżeczka, wyjęłam, pogłaskałam, poszeptałam, położyłam, pogłaskałam – zasnęła.
Obudziła się o 00.00. Zwlokłam się, wyjęłam, pogłaskałam, poprzytulałam, położyłam, pogłaskałam – zasnęła.
Obudziła się o 00.40. Wyjęłam, pogłaskałam, położyłam, pogłaskałam – płacz. I tak 4 rundy. W końcu po czwartym wyjęciu i uspokojeniu Smok z oczami jak spodki leżał w łóżeczku spokojnie, ale ryczał jak tylko wychodziłam z pokoju. Przytargałam sobie kołdrę i do 3.00 spałam na podłodze, po czym polazłam do łóżka.
Smok przespał od ok. 02.20 do rana bez pobudki. Kiedy wychodziliśmy do pracy o 06.45 chrapała w najlepsze.
W porównaniu z książkowymi rodzicami, którzy jednej nocy wyjmowali swojego budziciela 46 razy i 46 układali do snu, mój wynik 6 w sumie jest imponujący.

OŚWIADCZENIE:
Jeżeli ten sposób wyczytany okaże się skuteczny i Smok przestanie się w nocy budzić domagając się jedzenia, przyznam, że czasem książki podsuwają dobre rady. A Calendulę, która namówiła mnie na ten zakup – ozłocę. I postawię Jej flaszkę wódki/wina/piwa/koniaku/łiskacza czy co tam pija. Albo nawet dwie.
Amen

3 komentarze:

  1. Dobra – trzymam za słowo :)
    POWODZENIA i cierpliwości życzę.
    I pamiętaj „to nic się nie dzieje, tylko idziesz spać” :))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli ta książka okaże się książką skuteczną, pochylę czoła przed autorką.Swego czasu, dawno temu, mama pukała się w czoło nad głupotą ciotki, która w książce własnie wyczytała, że niemowlęciu nie daje się jeść, gdy niemowlę jest głodne i drze dziób, lecz co ileś tam superarcyważnych godzin. Jeśli akurat nie jest głodne, a godzina wybija, nalezy pchać na siłę, bo te ileś godzin (5? 4? nie pamiętam) jest absulutnie zdrowe, potrzebne i zgodne z naturą. Inaczej dziecko, między innymi, źle śpi. Kuzyn mój podobno się notorycznie DARŁ (a to bo głodny, a to bo mu cyc przemocą do pyska wpychano). Następnie urodziłam się ja, mama dawała jeść po swojemu czyli po mojemu, a ciotka pukała się w głowę, że mama źle robi i dziecku szkodzi.
    Może i na okaz zdrowia nie wyrosłam, ale to nie moja mama ma ciężką nerwicę i psychiatrę.

    OdpowiedzUsuń