licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 26 lutego 2006

Może ja faktycznie...

…jakaś wyjątkowo upierdliwa jestem… Nie wykluczam takiej możliwości, bo to nawet dosyć prawdopodobne jest. Ale mnie się wydaje tak… Człowiek na stanowisku, wykształcony podobno, reprezentant narodu, minister rządu PiSuarów, powinien się umieć wysłowić w swoim ojczystym języku przynajmniej na poziomie konwersacji podstawowej, że już nie wspomnę o elokwentnych wypowiedziach. I tu nie chodzi o moje poglądy polityczne i o to, że się w wyborem większości Polaków nie mogę pogodzić. Absolutnie. Tu chodzi o mój wybitnie humanistyczny umysł i o niejaki zmysł estetyczny jeśli o mowę chodzi. Przywiązuję wagę, a jakże, do tego jak mówię i jak mówią inni, chociaż oczywiście w niektórych kręgach znajomych – jak każdy chyba – pozwalam sobie na luz i słowotwórcze śmiesznostki. Tak. Słownik Języka Polskiego podaje:
fakt – to co się wydarzyło, nastąpiło, zostało zrobione, zdarzenie. Fakt historyczny, dokonany, stwierdzony. To co istnieje w rzeczywistości lub daje się zweryfikować.
I nagle słyszę z ust polityka o „fakcie realnym”. A są nierealne przepraszam??? A zaraz potem „jeśli komuś porwią dziecko, to…” Ja wiem, że tego pana nie dopuścili za pierwszym podejściem do egzaminu prokuratorskiego, bo za cienki był. Więc może w ramach ministrowania sprawiedliwością, skoro już nie ma lepszych pomysłów, niech się sprawiedliwie ukarze i samobiczuje albo przysiądzie nad słownikiem poprawnej polszczyzny.
Bo mnie się odechciewa żyć i mieszkać wśród analfabetów na wysokich stołkach. Naprawdę.

2 komentarze:

  1. mnie też już nie tylko uszy, ale cała „ja” puchnę ze złości, jak trafię na jakąś soczystą wypowiedź. Jak to się dzieje, że tacy ludzie zdaja maturę, bo jak dostają się do polityki wiemy…

    OdpowiedzUsuń
  2. Może jego też za młodu porwiali :))))

    OdpowiedzUsuń