licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 9 lutego 2006

W wielkim białym gabinecie...

…z czarnym kosmicznie ogromnym biurkiem i skórzanymi fotelami siedzieliśmy sobie radośnie. W zabytkowym kominku nie trzaskał ogień, ale całe wnętrze robiło wrażenie. Pan Prezes – o matko i córko Polko i przenajświętsza – 190 cm sexapilu przyodzianego w czarny gang i czarną koszulę, z łysym łbem na szczycie i brązowymi jak ciemne piwo oczyma. I ten głos. „Czego się pani napije, pani Cleos?” Ambrozji słów twoich o panie… Chyba się zakochałam:))) Samczy faceci, z mocno zarysowaną szczęką, głębokim głosem i zgrabnymi dłońmi, to jest to, co Cleosie lubią najbardziej.
Pierwszy profesjonalny wywiad, nie na zaliczenie, nie po to by zadowolić jakieś babsko z uczelni, ale po to by zarobić konrektną kasę i wykazać się talentem dziennikarskim okazał się pestką. Naprawdę. Po prostu, zawyczajnie, jakbyśmy znali się 100 lat, ja pytałam, on mówił, w tle brzdęk szklanek i jego śmieszny dzwonek telefonu.
Kierowca przyjechał po mnie, otworzył drzwi „Pani Cleos proszę bardzo, zawiozę Panią do kopalni złota, zwiedzi Pani sobie i zadzwoni po mnie, kiedy trzeba będzie Panią zawieźć na dworzec”. Alexis kura mać jak nic. Zwiedziłam tę kopalnię, a jakże. Ze zjeżdżaniem po rynnie włącznie (w szpilkach i futrze dodam dla pełnego wizerunku – i z aktówką). Kierowca przyjechał 10 minut po telefonie, otworzył drzwi „na dworzec?” – zapytał. Of kors. Jestem debeściak krótko mówiąc.
W przyszłym tygodniu jeśli wszystko dobrze pójdzie jadę do Warszawy na kolejne spotkanie. A co!!!

2 komentarze:

  1. no, no, no… jestem z Ciebie dumna ;-) Cleosia podbija świat! tak trzymaj!

    OdpowiedzUsuń
  2. całkiem nieźle. jak na początek.

    OdpowiedzUsuń