licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 3 lutego 2006

Najpierw...

…”Śpiączka” Robina Cooka, teraz „Zawodowcy” Jacka Oakley’a – podróże autobusowe mi slużą zdecydowanie.

Panowie z portierni uśmiechają się rano promiennie oczekując kolejnego dziwactwa po bobrze na głowie i różowym futrze. Nie będzie, mili panowie, nie będzie następnego. Przez jakiś czas przynajmniej.

W czerwonej kapuście serwowanej do kurczaka w naszej stołówce znalazłam 1/2 końcówki kranu. Kawał blachy. I zamiast karczemnej awantury, odszkodowania, abonamentu miesięcznego na żarcie, Cleosia upomniała się tylko o zwrot kasy za posiłek i pozostała głodna jak pies do końca dnia. Gratulujemy spokoju i radosnego nastroju.

W poniedziałek potwierdzam mój pierwszy wywiad. Trzymać kciuki, żeby Dyrektor Bucik miał dobry humor.

Obrączki leżą w sejfie i czekają na swoją wielką chwilę. Nie mogłam się oprzeć – przymierzyłam. Będzie mi w niej pięknie.

Wszystko się układa. Więcej szczęścia niż rozumu??? Czy po prostu wynik pozytywnej wizualizacji???

3 komentarze:

  1. … jak miło czytać Cię na blogu uśmiechniętą :) ja odkąd dojeżdżam tę godzinkę do pracy też podobnie jak Ty mam w końcu czas na lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no tego czytania to zazdroszczę, bo mi czasu na to brakuje, ale za to spac moge dłużej od Was bo do pracy mam 10 minut
    a i robienia na drutach mojej siostrze zazdroszcze – droga w jedna stronę do Warszawy i sruuu kawał swetra zrobiony ;o)))

    OdpowiedzUsuń
  3. ja mam czas na lekturę wieczorami, jak się wyleguję w wieży. I już wiem coś ty kobieto widziała będąc przejazem. NIE MOJĄ WIEŻĘ. Czyjąś inną no.
    A jak widzę hasło Oakley to popadam w melancholię. Nie za sprawą pisarza, tylko takiej firmy z juesej.
    Buzi.

    OdpowiedzUsuń