…mokra jak szczur, telepiąc się z zimna, chociaż kaloryfer daje z siebie wszystko. Czerwona piżama nadaje się do wykręcenia. Termometr pokazuje dużo więcej niż powinien – skubany. Chciałam się napić syropu, żeby móc wreszcie przemówić ludzkim głosem, a nie chrypieć, ale nie dałam rady odkręcić nakrętki. Nie mam siły. Syrop nieruszony stoi malowniczo na kredensie. Smok już woła o ubieranie i basen, a ja staram się zachować równowagę i się nie przewrócić. Ręce mi się trzęsą jak w delirce, wewnętrznie telepie się wszystko tak, że mam wrażenie że czuję drgającą z gorączki wątrobę, o trzustce nie wspomnę. Głos…hm… charkot raczej, który się ze mnie wydobywa jest doprawdy uroczy – mogłabym dubbingować jakiegoś kosmicznego gluta niekoniecznie przyjaźnie nastawionego do ziemian.
Najpierw basen, potem zakupy smoczych ciuchów, potem sprzątanie, a potem się przewrócę i stracę przytomność aż do wieczora. Niech mi tylko minie to wewnętrzne nietrzęsieziemi, bo imprezowanie z drgającymi wnętrznościami może się okazać średnio przyjemne…
sobota, 1 grudnia 2007
Obudziłam się...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czy życzysz sobie dostawy leków lub np. opieki nad Smokiem, cobyś mogła dojść do siebie i stanąć do pionu ? Służę pomocą… Buziak.
OdpowiedzUsuń