licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 12 marca 2011

Czasem...

…tak jak wczoraj, wszyscy myślą, że jestem w trupa zalana. W sumie udawanie doskonałego humoru po jednym, czy dwóch piwach wychodzi mi wyśmienicie. Ale czasem, jak wczoraj stres ostatnich dwóch tygodni wchodzi w żołądek, problemy spod czaszki idą do jelit i albo się położę, żeby umrzeć w spokoju zwinięta w kłębek, albo będę swoim męczeńskim widokiem i wisielczym humorem psuła imprezę.
Ledwo z bólu doszłam do domu. Zasnęłam od razu. Do nadal wszyscy pewnie myślą, że „tak się biedna Cleosia zbetonowała”.

APDEJT:
Po napisaniu porannym o 6.13 wypiłam kawę i podłożywszy sobie pod grzbiet stado poduszek, zabrałam się do łóżkowej lektury „Faraona”. Lubię Prusa, z tą całą jego pozytywistyczną pracą u podstaw i szklanymi domami. Zboczona jestem? Być może. Bolek mnie odprężył i po tej kawie, która by konia postawiła na nogi zasnęłam snem błogim śniąc o lafiryndzie jednego rodzinnego samca. Uf.

Tymczasem teraz balkon rozwarł podwoje, w domu ciepło, na dworze ciepło, słońce świeci, motyl mi się od twarzy odbił (desperat wiosenny zapewne), wyczesałam kota na balkonie. Narnia za oknem wiosennieje i jaśnieje. Lepiej mi.

2 komentarze: