licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 15 marca 2011

Śnił mi się...

…jakiś bal maturalny, czy inna studniówka. W świetlicy na ogródkach działkowych. Z zupełnie obcymi ludźmi, z którymi ani do szkoły, ani na wino, ani po węgiel nie chodziłam. Ki czort? To jeszcze bowiem nic, gdyż zabawa została przerwana, przez atak psychopatycznych, krwiożerczych, zombikowych kanibali. Staliśmy wszyscy przy wielkich oknach i patrzyliśmy na uganiających się alejkami pożerających wzajemnie nie-ludzi. Takie „Insanitarium”, tylko w oszałamiającej scenografii kwitnących kwiatów i ćwierkających ptaszków. Odrywali sobie płaty skóry i mięsa od kości i zjadali ociekając krwią. Obudziłam się w momencie, keidy okazało się, że kanibalistyczna zaraza przedostała się do środka świetlicy i ktoś żre gościa leżącego na podłodze w garniaku, któremu odrywa mięśnie klatki piersiowej odsłaniając pracujące jeszcze pod spodem płuca. Fu. 4.40 była, do budzika 20 minut. Chciałam budzić Diaboła, bo uczucie paskudne nie chciało minąć. Oraz irracjonalna myśl „jak ja mam teraz wyjść SAMA w ten wielki na pierdylion hektarów przedpokój”.

Nikt mnie nie zeżarł. Leczyć się? Ograniczyć horrory? Zapodać melisę? Czy może przyczynę frustracji i wkurwu wysłać laleczką voodoo na tamten świat?

1 komentarz: