licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 30 marca 2011

My tu gadu gadu...

…a słowo się rzekło i SMS poszedł prosto do powodu pretensji, bez pośredników, bez przekaźników, bez bufora pomiędzy. Awantura być może gotowa, ale oględnie mówiąc mam to gdzieś. Koniec prosz państwa dyplomacji i dupowłażenia nie wiadomo po co. Niniejszym oświadczam, że przeszłam wiosenną metamorfozę wewnętrzną, która mnie napełniła pewnością, natchnęła zdecydowaniem i po mojemu będzie albo wcale. Następnym razem zamiast słowa pisanego, zadzwonię i oczywiście grzecznie i z klasą powiem co uważam, że mam do powiedzenia. Kto mi zabroni? Kto mi przeszkodzi? Kto mnie powstrzyma? Pokażcie mi tego śmiałka, odważnego tego, który mi teraz na drodze stanie.

Bo tak sobie jechałam dzisiaj, okno w Wiśni otwarte, szum silnika, słońce świeciło, ptaszki gdzieś tam pitoliły i pomyślałam sobie, że to jednak jestem nowa JA. Że nie chodzi o wiek, o doroślenie, o starzenie. Że tak naprawdę chodzi o przeżycie, o doświadczenie, o dotychczasowe kopniaki i kuksańce i to jak się z nich podnosiło. Że to daje dojrzałość, pewność, że wiem co robię, ugruntowane przeświadczenie, że nic mnie nie zatrzyma, że mam rację, że dorosłam i dojrzałam do tego, żeby spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, że na tyle lubię siebie i akceptuję w sobie wszystkie świrowatości, żeby nikt nie był w stanie mnie wypchnąć z upatrzonego toru. Że taki mam garb życiowy, że mogę się teraz spokojnie wyprostować i kręgosłup mi nie pęknie. Że w każdym jednym upodleniu, złamaniu swoich zasad, złamaniu siebie, w każdym dole, kryzysie znalazłam coś, co mnie wzmocniło i co teraz pozwala mi wierzyć, nie – wiedzieć, że przejdę taranem przez wszystko. Że z każdego szamba, jakkolwiek to nie zabrzmi wyciągnęłam dla siebie jeden drogocenny kamień, jedną naukę i to jest mój kapitał na teraz i na potem. I pomyślałam sobie, że moją „pestką” (tak lektura po raz kolejny sprawiła, że POMYŚLAŁAM) jest optymizm, który się nie kończy. Cokolwiek by się nie działo, jakkolwiek by nie było, gdziekolwiek nie wbiliby mi szpili/noża – zawsze. We wszystkim szukam dobrego i nie dlatego, że jestem naiwna, tylko dlatego, że to daje mi siłę, żeby przetrwać i wyjść na swoje. Podnieść się i zwyciężyć. Poskładać pocharatane kości/serce/wartości i zrobić tak, żeby znowu poczuć, że JEST DOBRZE. A dobrze jest, kiedy we mnie jest dobrze, i światło, i śpiew, i radość taka, że nie wiem gdzie oczy podziać, żeby oczopląsu nie dostać. A tak jest, kiedy spełnia się to, co pomyślałam sobie w tym zdeptaniu, sponiewieraniu, ten plan, który ułożyłam – nie zawsze dobry, nie zawsze miły, ale zawsze niosący dla mnie optymistyczną myśl, że moje na górze. We wszystkim. Taka jest ta dojrzałość – świadoma tego, czemu się sprzeniewierzyła, co oszukała w sobie, gdzie zbłądziła, gdzie poszła na skróty, gdzie skłamała, gdzie spieprzyła totalnie. Taka jest – przyznająca się do błędów, ale nie żałująca ich, bo z każdego płynęła nauka. Taka – kontrolowana, chociaż wygląda na spontaniczną, zrównoważona – chociaż mówią, że jest szalona. Taka jest moja, jak ja jest optymistycznie idąca na wojnę i kochająca optymistycznie. Bo tak łatwiej, martwić się będę jutro – jak Scarlett.

1 komentarz:

  1. Cóż, wiosna we wszystkich powoduje wybuchy energii, uczuć i przemyśleń. Co do „Pestki” to czytałam ją wieki temu, w liceum i przyznam nie podobała mi się:(

    OdpowiedzUsuń