…uraczył mnie przed chwilą informacją, że zmarł jeden z naszych profesorów na UŚ. Przeczytałam artykuły w prasie o nim, wspominki. Stek bzdur i bredni. Był nadęty, apodyktyczny, seksistowski, chamski, często pijany, jeszcze częściej cuchnący trawionym alkoholem. Pytania na egzaminach zadawał nie ciekawe, a dziwaczne, wyrabane w kosmos. Upokażał studentki na egzaminach i na wykładach. Nie można odmówić mu kosmicznej pamięci – pamiętał skubany kto, na ilu wykładach u niego był, gdzie siedział i czy aby na pewno słuchał. Oczywiście, że miał wiedzę, oczywiście, że ogromną, oczywiście, że zaskakiwał upodobaniem do gwary śląskiej i ci co „godali” mieli na egzaminach łatwiej. Nie lubiłam parufona. I wcale mi nie jest ani przykro, ani żal. Nieobiektywnie, subiektywnie do szpiku kości i samej przysadki mózgowej, niech się smaży tam, gdzie mu będzie najgorzej – w niebie, piekle, byle go ktoś mieszał z błotem i poniżał, jak on całe setki studentów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przyszła kryska na matyska. Należy powtarzać za moim drogim rodzicielem, że sprawiedliwość to na tamtym świecie…
OdpowiedzUsuń